środa, 22 grudnia 2010

Świąteczny czas...


Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia chciałbym życzyć oleśnickim włodarzom rozwagi i mądrości w podejmowaniu słusznych (i tylko słusznych!) decyzji. By na 4 lata odłożyli na bok własny interes, a pomyśleli o mieście w którym się urodzili, w którym mieszkają, w którym pracują. A nam, oleśniczanom, by dzięki ich decyzjom nasze miasto rosło w siłę, a jego mieszkańcy żyli dostatniej... A Nowy Rok niech będzie początkiem wielkiej prosperity dla Oleśnicy!

piątek, 3 grudnia 2010

I have a dream...

Mam marzenie... Marzę o Oleśnicy fajnej i dynamicznej. O jej włodarzach, liczących się ze zdaniem jej mieszkańców. O radnych tryskających pomysłami i energią do ich realizacji. O nadchodzących inwestorach i ich długofalowych planach inwestycyjnych. I o naszych pieniądzach, które wydawane są w sposób rozsądny i zrównoważony...

Niecałe dwa tygodnie temu wybraliśmy nowe, choć w dużej mierze "stare" władze miasta. To właśnie od tych ludzi będzie zależeć najbliższa (choć pewnie nie tylko...) przyszłość naszego miasta. To oni będą podejmować najważniejsze decyzje, mające wpływ na jego rozwój i wygląd... Na to, czy w naszym mieście będzie się żyło lepiej, taniej, szybciej, ciekawiej... czy też wręcz odwrotnie.

Z tego też względu moje marzenie dotyczy również samej Rady Miasta i Burmistrza. Mam marzenie, że nowy "stary" przewodniczący porzuci stare nawyki z kilku poprzednich kadencji i będzie prowadził obrady w taki sposób, by każdy kompetentny mógł się wypowiedzieć w interesującej go kwestii... Rzeczowe argumenty "za" i "przeciw" zostaną przedstawione i wysłuchane, a dyskusja - nawet ta najbardziej nie po myśli burmistrza - nie będzie przerywana z powodu zwykłego widzimisię... (nawiasem mówiąc, takie zachowanie już stało się przedmiotem krążących po sieci dowcipów o "waZelince"...)

Mam marzenie, by przewodniczącymi poszczególnych rajcowskich komisji zostały osoby kompetentne i obeznane w przedmiocie działań komisji, a nie z nadania "partyjnego". I tak na przykład szefem Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej został lekarz, pracownik społeczny, być może prawnik lub manager. Przewodniczącym Komisji Ładu Przestrzennego i Urządzeń Komunalnych - być może jakiś architekt, byle nie fryzjer-wykładowca. O ile w drugim przypadku rzeczywistość okazała się ciekawsza od moich marzeń (sprawami ładu będzie się zajmował kierownik agencji ochrony i detektywistyki - tak przynajmniej mówi jego oświadczenie majątkowe z kwietnia 2006 r.), o tyle pracami Komisji Zdrowia pokieruje nauczyciel (bodajże stolarstwa), który problemy miejskiej (i nie tylko) służby zdrowia zna raczej tylko z punktu widzenia częstego pacjenta gabinetu lekarskiego (kardiologicznego?). Trudno tu mówić o kompetencjach.

Mam marzenie, że Burmistrz skończy wreszcie z igrzyskami i postara się o chleb dla mieszkańców. Że na zastępców dobierze sobie osoby przedsiębiorcze, aktywne i pomysłowe, których działalność przyniesie rozgłos Oleśnicy nie tylko z racji "akcji obywatelskiego donosicielstwa". Osoby otwarte na problemy mieszkańców i gotowe im pomóc w jakikolwiek sposób, a nie wypisujące uszczypliwe komentarze na forach internetowych w zaciszu swoich służbowych gabinetów. Osoby, które są w stanie, poprzez swoją aktywność sprowadzić inwestorów do Oleśnicy; a nie takie, które są w stanie tylko mówić takiej konieczności. A jeśli to się nie uda, to przynajmniej niech zaktywizują miejscowych przedsiębiorców do większych inwestycji...

Już teraz, na samym początku kadencji wiadomo, że część z tych marzeń się nie spełni. A co się spełni i czy się spełni? Pokażą najbliższe 4 lata...

piątek, 26 listopada 2010

Wybory, wybory i... po wyborach...

Według najnowszych danych Państwowej Komisji Wyborczej:
- KWW Porozumienie Samorządowe 2002: 27.6% głosów
- KW Platforma Obywatelska RP: 18.7%
- KW Sojusz Lewicy Demokratycznej: 18.4%
- KW Prawo i Sprawiedliwość: 15.9%
- KWW Oleśniczanie: 14.9%
- KW Dla Oleśnicy: 3.2%
- KWW Dariusza Konopki Nowoczesna Oleśnica: 1.3%

Frekwencja w wyborach do Rady Miasta wyniosła 39.4%

W wyborach na burmistrza:
- Jan Bronś: 70.9%
- Halina Anna Dzięgło: 15.5%
- Przemysław Antoni Myszakowski: 13.6%

Frekwencja w wyborach na burmistrza wyniosła 39.5%


A więc: gratulacje zwycięzcom i chwała zwyciężonym!

Komentarz zacznijmy od frekwencji - zatrważająco niska, niższa niż 4 lata temu, gdy wyniosła 41.7%. To bardzo niedobrze. Bo świadczy to o kilku negatywnych sprawach. Po pierwsze: o tym, kto ma zasiadać we władzach miasta (czy jako burmistrz, czy jako radny) decyduje mniejszość. Po drugie: pomimo tego, że nasi dziadkowie, rodzice, koledzy przez pokolenia walczyli o demokrację i dopiero od 20 lat mogą się w pełni z niej cieszyć, to w tym czasie zdążyli się już nią zmęczyć. Zamiast korzystać z pełni praw, jakie ona daje, doszli do wniosku, że nie warto iść na wybory, bo i tak nic się nie zmieni... I dlatego też świadomie i dobrowolnie zrezygnowali ze skorzystania z uprawnień, jakie daje im demokracja. Dziwię się, bo przecież takie oddanie głosu na kogokolwiek - nic nie kosztuje. Nawet długopisu brać ze sobą nie trzeba... A można sobie przy okazji spacerek dla zdrowia  zrobić...
Czy taki ktoś ma prawo później narzekać, że w mieście źle się dzieje? Że władza się nie sprawdza? Osobiście uważam, że nie... Jestem za modelem demokracji, w którym wybory byłyby obowiązkowe. Być może wtedy demokracja zostałaby doceniona przez większość, a o przyszłości naszych miast, gmin, powiatów, województw i kraju decydowaliby ludzie wybrani przez większość...

Jeśli chodzi o wybory na burmistrza: No cóż... Tutaj lider przedwyborczych sondaży był silny słabością swoich konkurentów. Brak zdecydowanego i charyzmatycznego lidera opozycji, który mógłby przyciągnąć głosy wyborców nie do końca przekonanych do p. Bronsia przesądził o wyniku wyborów i rozmiarach wygranej dotychczasowego burmistrza. Do tego doliczyć należy jeszcze przedwyborcze podkładanie się lokalnych PO i SLD, które (zwłaszcza w przypadku tej pierwszej) nie mając w swoich szeregach osoby na tyle rozpoznawalnej, która mogłaby pociągnąć listę, postawiły na burmistrza, z nadzieją, że dzięki niemu zapewnią sobie wynik wyborczy na przyzwoitym poziomie. Sprytnie... Ale zupełnie bez polotu. Owszem, wynik został osiągnięty... Tylko co dalej?
No i brawa dla p. Haliny Dzięgło, która (przynajmniej na chwilę) skończyła z wizerunkiem "pani z gazetki parafialnej" i zaistniała w świadomości Oleśniczan jako kandydat na burmistrza. No i wykazała się większym temperamentem niż większość lokalnych "liderów" partyjnych, a jednego nawet pokonała w bezpośrednim starciu!

I wreszcie wybory do Rady Miasta... Dla mnie i znajomych ze Stowarzyszenia Dla Oleśnicy, mając na względzie niską frekwencję, wynik wyborów nie jest zaskoczeniem. W ogromnej większości ludzie głosowali na ugrupowania, które znają. Nawet nie na osoby, które znają, ale właśnie na ugrupowania. Wystarczy spojrzeć na wyniki i wnioski nasuwają się same: do Rady Miasta wybrane zostały osoby zajmujące na listach wyborczych miejsca od 1-3. To dowodzi tezie, że nie liczą się zasługi, nie liczą się dotychczasowe dokonania i działalność (a raczej bezczynność) w radzie - liczy się przynależność (partyjna) i miejsce na liście. Wyjątki są dwa: p. Jan Rybiałek, który startował z miejsca dziewiątego, oraz p. Katarzyna Jurzyk, która w miejsce p. Bronsia wejdzie do Rady. Będąc szósta na liście PS2002 uzyskała niezły wynik.
Smutna to konstatacja z tą przynależnością partyjną, ale prawdziwa. Dlatego też nie dziwi mnie aż tak bardzo wynik KW Dla Oleśnicy. Jako ugrupowanie zupełnie nieznane startowaliśmy z zerowego poziomu, a uzyskaliśmy wynik ponad 3%. Niby nie ma się czym chwalić, ale żałować też nie ma czego. Możemy natomiast pochwalić się tym, że rekomendowane przez nas osoby: Janusz Marszałek i Marek Laryś jako pierwsi przedstawiciele naszego powiatu w historii samorządu zostali wybrani do sejmiku województwa dolnośląskiego z listy KWW Rafała Dutkiewicza. I tutaj sukces jest ogromny!

Ze swojej strony mogę zapewnić, że Stowarzyszenie będzie działało nadal, jako opozycja ujmijmy to "pozaparlamentarna". Zgodnie uważamy, że praca w Radzie Miasta miała być środkiem do osiągnięcia pewnych celów, a nie celem samym w sobie, a sama obecność w radzie naprawdę nie jest szczytem naszych ambicji. Celem ma być działalność prospołeczna, dla dobra Oleśnicy i jej mieszkańców. Środki? Środki się znajdą... Mamy wiele pomysłów w zanadrzu i zapał do działania. W końcu przedstawiliśmy "Propozycje Dla Oleśnicy"... A to zaledwie początek...

poniedziałek, 8 listopada 2010

Bliskie spotkania z Rafałem...

Serdecznie zapraszamy w czwartek 11. listopada, na godz. 11:30 na oleśnicki rynek. Wraz z Rafałem Dutkiewiczem wyruszymy stamtąd w kierunku placu Zwycięstwa, w miejsce głównych obchodów Święta Niepodległości w naszym mieście.
Źródło: TuWroclaw.com

Prezydent Wrocławia przedstawi kandydatów swojego komitetu do sejmiku województwa dolnośląskiego - Janusza Marszałka i Marka Larysia oraz kandydatów KW Dla Oleśnicy do Rady Miasta Oleśnicy. Będzie okazja porozmawiać oko w oko, twarzą w twarz, ręka w rękę.
Serdecznie zapraszamy!

PS. Niech sobie partie organizują konwencje i na nich przedstawiają "programy"... Na zdrowie...

niedziela, 31 października 2010

Propozycje Dla Oleśnicy

Jak już wspominałem: program wyborczy to frazes. Przyzwyczaiły nas do tego partie polityczne, które z dużą regularnością (a dokładniej - co wybory: do parlamentu, do europarlamentu, do samorządu, na prezydenta) ogłaszają swoje programy i plany 4-letnie. O ile w przypadku dużej polityki taka gospodarka "planowa" ma jeszcze swoje uzasadnienie, bo w końcu dobrze byłoby wiedzieć w jakim kierunku będzie zmierzał nasz kraj pod rządami partii A, B lub C, o tyle na szczeblu samorządowym takiego sensu już nie ma. Bo jaki sens ma ogłaszanie programu wyborczego przez lokalnych partyjnych kacyków, czy liderów regionalnych organizacji "samorządowych", w którym znajdują się rzeczy oczywiste: remonty dróg, chodników, zabytków, nowe ronda, renowacje instalacji burzowych, dbanie o czystość i porządek. Często wśród sloganów wyborczych pojawiają się sprawy wynikające bezpośrednio z obligatoryjnych zadań własnych miasta, regulowanych przez ustawy, a to jest już totalnym absurdem! Miasto ma się rozwijać, jego mieszkańcom ma się żyć lepiej, dostatniej i wygodniej i to nie podlega absolutnie żadnej dyskusji!

Niestety w tych wszystkich obietnicach zapomina się o samym wyborcy. O bieżących problemach Oleśniczan. Bardzo często zdarza się, że przy ustalaniu, a czasem nawet przy realizacji programu wyborczego zapomina się o zwykłym mieszkańcu i o jego opinii, a sprawy najważniejsze dla miasta są ustalane bez porozumienia z mieszkańcami.

Dlatego właśnie Komitet Wyborczy Dla Oleśnicy nie posiada programu w powszechnym tego słowa znaczeniu. Wspomniane wyżej sprawy oczywiste dla Oleśnicy i dla Oleśniczan są na tyle bezdyskusyjne, że umieszczanie ich w programie wyborczym byłoby tautologią. My przedstawiamy wyborcom propozycje, które, mamy nadzieję, znajdą uznanie mieszkańców naszego miasta. Propozycje, które dotyczą zarówno miasta, jako całości, jak i samych jego mieszkańców. Oto poszczególne punkty tej oferty:

Po pierwsze: dialog i działanie. Chcemy być otwarci na Oleśniczan, wysłuchiwać ich opinii, spraw bieżących i problemów, a następnie je rozwiązywać.
Miejscem kontaktu naszych przyszłych radnych z mieszkańcami mógłby być uruchomiony właśnie przez nas portal DlaOlesnicy.org. W zamierzeniu służyć ma on komunikacji pomiędzy mieszkańcami a radnymi. Mieszkańcy będą mogli przedstawiać swoje propozycje, oczekiwania, problemy, wypowiadać się w sprawach dotyczących miasta, a radni: prezentować projekty uchwał, opiniować i zwracać się o opinię mieszkańców. W ten sposób będzie można wspólnie konsultować i dyskutować możliwe rozwiązania. Ponadto my możemy zaoferować pomoc w rozwiązywaniu tych spraw. I nie poprzez interpelacje, które stały się ulubionym narzędziem radnych w obecnej kadencji, a które służą jedynie odsuwaniu i odwlekaniu rozwiązań na później; ale poprzez konkretne działania: bezpośrednie interwencje u stron, konsultacje społeczne (zwłaszcza w sprawach inwestycji miejskich), zasięganie opinii specjalistów i mediacje, mając na względzie interes mieszkańców miasta. Opinia mieszkańców powinna być wiążąca dla urzędników podejmujących najważniejsze decyzje dotyczące miasta.

Po drugie: merytoryczne przygotowanie. Chcemy racjonalnie i merytorycznie podchodzić do wszystkich propozycji władzy wykonawczej w mieście, czyli burmistrza. Chcemy czynnie te propozycje opiniować i czuwać nad zasadnością podejmowanych na sesjach Rady Miasta uchwał, podpowiadać burmistrzowi rozwiązania najbardziej korzystne dla Oleśnicy i Oleśniczan, kontrolować budżet miasta i jego wykonanie przez burmistrza i przygotowywać rozwiązania systemowe najważniejszych dla mieszkańców problemów. Nie będziemy biernymi uczestnikami sesji Rady Miasta ani maszynkami do głosowania w rękach koalicji czy opozycji.

Po trzecie: rozwiązania systemowe. Są sprawy, które bezwzględnie wymagają interwencji, ale nie tej doraźnej, która stanowiłaby rozwiązanie tymczasowe, a systemowej, technicznej, przedefiniowałaby niektóre podmioty. I tak na przykład: jeśli chodzi o drogi - miasto nie może remontować dróg, które do niego nie należą. A powiat, województwo na utrzymanie niektórych tras dają naprawdę kwoty znikome w porównaniu z potrzebami. Jest to szczególnie widoczne zimą, gdy drogi niebędące we władaniu miasta często nie są odśnieżane, a ich pozimowych remontów nie można się doczekać. Dlatego niezbędne jest przejęcie wszystkich dróg powiatowych i wojewódzkich przebiegających przez miasto. To miasto powinno nimi zarządzać i dbać o ich stan i utrzymanie. Drugim przykładem może być instytucja bodajże najbardziej eksponowana w naszym mieście: MOKiS. Połączenie kultury i sportu to spory ewenement. Kultura i sport to bardzo szeroki zakres kompetencji, który może przerosnąć każdego, pomimo nawet najszczerszych chęci obecnej dyrekcji ośrodka. Może właśnie dlatego obecna formuła Dni Oleśnicy nie spełnia oczekiwań mieszkańców, a samo święto miasta nie jest świętem na miarę jego ambicji. Ze sportem jest nie lepiej. Sport na europejskim poziomie dopiero wchodzi do Oleśnicy, a jego małą namiastką był niedawny charytatywny turniej siatkówki. Dla porównania wygląda na to, że w Twardogórze zagościł już na dobre. Jesteśmy za decentralizacją działań miasta w zakresie kultury i sportu i za powierzaniem ich wyspecjalizowanym jednostkom. Lepiej wykonywać mniej zadań, a dobrze, niż wiele, ale dostatecznie. Jest takie przysłowie o łapaniu wielu srok za ogon...

To tylko przykłady.
Zapraszam do dyskusji...

środa, 27 października 2010

Dla Oleśnicy: czyli o tym, że brak programu też może być programem...

Słówko komentarza do dzisiejszego artykułu z Oleśniczanina.

Festiwal obietnic wyborczych trwa! Można się zgubić w natłoku różnych programów wyborczych, którymi od kilku tygodni zasypywani jesteśmy z każdej strony każdej gazety. Pogubić można się o tyle, że różne opcje polityczne i samorządowe w zasadzie proponują to samo: ronda, remonty dróg, poszukiwanie inwestorów, przejmowanie lotnisk, zamków i kościołów... Dobrym tego komentarzem niech będzie zasłyszany niedawno dialog:
- Ile dajecie?
- My osiem! Ale czego?
- No rond oczywiście...
- A nieeee... Rond to my dajemy dziesięć!
Tak samo jak w ilości rond, komitety prześcigają się w długości oddanych chodników dla pieszych, wyremontowanych dróg i zabytków, wybudowanych sal gimnastycznych. A już całkowicie nagannym jest zwyczaj składania obietnic, które są już zrealizowane, są w trakcie realizacji, bądź też już dawno podjęto decyzję o realizacji (o czym świadczyć może np. fakt ogłoszenia przetargu, wyłonienia wykonawcy itp.).

Doszło do sytuacji absurdalnej: wszyscy obiecują, programy większości komitetów wyborczych są w dużej mierze takie same, jeśli nie identyczne! Bo czym różni się program oleśnickiego PiS-u od programu oleśnickiej PO czy oleśnickiego SLD? Może tym, że jedni lokują swoje uczucia w zamku, inni w lotnisku, a jeszcze inni w sali gimnastycznej. A co ich łączy? Walka o fotel wiceburmistrza!

Dlatego też My, czyli członkowie Stowarzyszenia Dla Oleśnicy i Komitetu Wyborczego Dla Oleśnicy postanowiliśmy zaproponować Oleśniczanom coś innego - brak programu wyborczego! Brak tradycyjnego programu wyborczego, takiego do jakiego zdążyły nas już przyzwyczaić partie polityczne z czynnym udziałem środków masowego przekazu.
I mimo, że programu sensu stricte nie mamy, to nawet gdy spotykamy się, to możemy przez kilka godzin rozmawiać o naszym "braku programu". O tym, że sprawy oczywiste, jak remonty dróg, chodników, dbanie o porządek w mieście i poszukiwania inwestora, nie powinny stanowić centralnego punktu programu wyborczego, a ich realizacja nawet nie powinna podlegać dyskusji; o tym, że od samych obietnic ważniejsza jest ich realizacja; o tym, że od słów ważniejsze jest działanie. Wszyscy uważamy, że sztuczne obieranie programu wyborczego i późniejsze sztywne się jego trzymanie nie jest najlepszą metodą na sprawowanie władzy w mieście. Najważniejsza jest Oleśnica i jej mieszkańcy! A ci są często pomijani przy podejmowaniu strategicznych decyzji w tym mieście...

I żebym nie został źle zrozumiany: to nie jest tak, że nie mamy Oleśniczanom nic do zaproponowania. Mamy i to dużo! Ale o tym... może w następnym poście...

czwartek, 21 października 2010

Niezależny? Już nie bardzo...

Stało się! Stała się rzecz straszna, aczkolwiek co bardziej obeznane z tematem oleśnickie wróbelki już o niej ćwierkały. Niby nic, a jednak!

Niezależny burmistrz Oleśnicy oficjalnie stracił swoją niezależność. Jak podała prasa, jeden z lokalnych "liderów" partii rządzącej (w mieście, powiecie i kraju) oficjalnie został on kandydatem tej partii na burmistrza Oleśnicy. Niestety nie wiadomo, czy "lider" ten popełnił lapsus (no cóż... specjalistą od marketingu politycznego to on zdecydowanie nie jest...) czy rzeczywiście nasz niezależny burmistrz dostał nominację partii i tym samym pogrzebał swoją niezależność.

Zastanawiam się jak to możliwe, że ten człowiek, na każdym kroku akcentujący swoją bezpartyjność, swoje oddanie samorządowi i Oleśnicy, dogadał się z partyjnymi kacykami z Oleśnicy (Wrocławia? Warszawy??) i uzyskał ich oficjalne poparcie w wyścigu o następną kadencję? Jak dla mnie "niezależność" i "partia" to rzeczy, których połączyć się nie da... Jak ogień i woda. Jak Jaś i Małgosia. Jak Anakin i Luke Skywalkerowie...

Należy nadmienić, że do tej pory program wciąż urzędującego burmistrza był tożsamy z programem stronnictwa, którego był współtwórcą, reprezentantem i przywódcą. Jak zatem mają czuć się kandydaci tego stronnictwa, gdy ich wódz na miesiąc przed wyborami zbratał się z ogólnopolską organizacją partyjną, która definicję samorządności odczytuje zgoła odmiennie niż ludzie samorządem zajmujący się na co dzień? Zostali pozbawieni mentora. Wraz z mentorem odszedł ich program wyborczy... Jak teraz ci kandydaci mają spojrzeć w oczy wyborcom, na których głosy wciąż liczą? Jak mają teraz czuć się sami wyborcy, którzy do tej pory dość tłumnie i solidarnie popierali burmistrzowe stronnictwo i samego burmistrza, do tej pory dumnego ze swojej niezależności? 


Niestety może okazać się, że to partyjne poparcie, to część większego, dalekosiężnego planu obydwu stron (a konkretniej burmistrza i wrocławskiej centrali partii rządzącej). Wystarczy spojrzeć na kalendarz wyborczy: za rok czekają nas wybory parlamentarne... Kto wie, czy w związku z tym, również nie będziemy zmuszeni wybierać nowego burmistrza...

Wciąż stoję na stanowisku, że partyjne rządy w naszym mieście nic do niczego dobrego  doprowadzą. Dlatego też ponawiam hasło z poprzedniego wpisu:


Amen!

sobota, 16 października 2010

Co polityk z góry wie o tych (tym) co na dole...

Niedawno na zamku odbyła się huczna impreza. Przyjechała pewna eks-blond polityk z niegdyś z Sycowa (albo Warszawy, mniejsza o to...). Dokonała prezentacji list pewnego komitetu wyborczego. Same superlatywy, same ohy i ahy! Rewelacja! Pełen zachwyt! Z nieskrywaną dumą stwierdziła również: "To eksperci w swoich dziedzinach!". I tu konsternacja... Spojrzałem na te listy... Ekhm... Nawet jedna z lokalnych gazet zauważyła: co czwarty to student!

Nie mam nic do braci studenckiej. Co więcej - z racji wykonywania obowiązków służbowych na jednej z wrocławskich uczelni mam z nią do czynienia na co dzień i staram się żyć z nimi na dobrej stopie. Ale w żaden sposób nie mogę dokonać koniunkcji tych dwóch słów: "ekspert" i "student". W czym student może być ekspertem? W studiowaniu? Czym się objawia biegłość w studiowaniu? Znałem kiedyś takiego studenta... Zaczął studiować kilka lat przede mną, ja skończyłem doktorat, a on jeszcze studiował... Czy to znaczy, że był tak dobry w studiowaniu, że aż żal mu było się z tym zajęciem rozstać? Czy można go było nazwać ekspertem w studiowaniu? Kierując się tokiem myślenia zaproponowanym przez ważną Panią polityk - oczywiście!

Żeby wszystko było jasne: jestem za studentami! Popieram ich! Niech ich będzie jak najwięcej w Radzie Miasta! Niechaj rządzą w Oleśnicy! Władza w ręce młodych!

Ale czy słowa tej ważnej Pani polityk o dość wyrazistym rodowodzie partyjnym nie potwierdzają mojej (naszej) tezy, że tak naprawdę polityk z partyjnej centrali nie ma pojęcia o tym, co się dzieje w małym mieście typu Oleśnica? Czy taki polityk zna rekomendowanych przez siebie ludzi? Czy potrafiłby powiedzieć o każdym z nich coś więcej niż tylko wyuczone i wyświechtane frazesy typu: "ekspert", "właściwy człowiek na właściwym miejscu"?
Odpowiedź jest raczej oczywista! Wie o nich tyle samo, co o potrzebach lokalnej społeczności z tego miasta... Czyli nic!

STOP PARTIOM POLITYCZNYM W SAMORZĄDACH!

Update: Zapraszam do głosowania w ankiecie znajdującej się po prawej stronie u góry. Pytanie brzmi: kogo poprzesz w najbliższych wyborach samorządowych: partie polityczne, czy lokalne ugrupowania?

czwartek, 30 września 2010

Radny: dobry pomysł, zły pomysł

RADNY* jest przedstawicielem władzy lokalnej. Główną funkcją radnego jest praca społeczna.
Do podstawowych czterech obowiązków radnego należą:
  • utrzymanie stałej więzi z mieszkańcami i ich organizacjami,
  • uczestniczenie w pracach rady i jej komisji oraz innych instytucji samorządowych do których został wybrany lub desygnowany,
  • wybór przewodniczącego rady,
  • reprezentowanie wyborców w radzie gminy i w innych instytucjach samorządowych oraz troszczenie się o ich sprawy.
Patrząc na tę definicję można pokusić się o symulację, o model radnego**. Zatem do roboty!
Zły pomysł: radny typu "słoik". Po wygranych wyborach radny nagle zdaje sobie sprawę z tego, w co się wplątał. Zadanie go przerasta, zatem zamyka się w sobie jak słoik na zimę. Wymyka się ukradkiem (żeby go czasem wyborcy o coś nie poprosili!) do pracy (bo musi!) i do ratusza na sesje (żeby mu czasem diety nikt nie odebrał). Do sklepu, po jedzenie (jeść też musi!) wysyła teściową, bo wyborca może czyhać za rogiem...
Dobry pomysł: radny typu "dobry wujek". Identyfikuje się z wyborcą, a nie ucieka przed nim ani nie odwraca się plecami do niego. Służy radą, pomocą i dobrym słowem. Zdaje sobie sprawę, że to wyborca obdarzył go kredytem zaufania, dlatego swoimi działaniami stara się spłacić ten dług. Słucha, by później być wysłuchanym... np. przez burmistrza.

Zły pomysł: radny typu "statystyk-hobbysta". Zlicza każde wypowiedziane przez siebie słowo, każdą swoją wypowiedź. Spełnia się jako autor interpelacji - nie ważne, czy istotnych dla miasta, czy tylko dla niego samego. Ważna jest ILOŚĆ interpelacji, a nie ich jakość. Interpelacja jest jego racją bytu. Bo dzięki jego interpelacji znów napiszą o nim w gazecie. A o wyniki interpelacji - niech już się burmistrz martwi...
Dobry pomysł: radny typu "społecznik". Ma w nosie statystyki. Ma pełną świadomość, że samą interpelacją problemu się nie rozwiąże; że tak naprawdę taka interpelacja jest zrzuceniem sprawy na barki kogoś innego. Więc zamiast gadać - działa!. W przypadku sporów próbuje mediować, konfrontować ich strony. Robi wszystko, by rozwiązać problem wyborcy, a nie bezdusznie stwierdza "przykro mi" już przy pierwszym kontakcie z petentem.


Zły pomysł: radny typu "celebryta". Rozdaje autografy... Na listach obecności, na protokołach. Raczej nie ma nic do powiedzenia. Z reguły milczek.
Zły pomysł: radny typu "czasomierz". Skrajna odmiana "celebryty". Typ niebezpieczny... Przychodzi na komisje, na sesje RM, ale co chwila zerka na zegarek (co przecież może skończyć się groźnym urazem nadgarstka!), bo się gdzieś spieszy. Pogania prowadzącego/przewodniczącego, bo jego prywatne sprawy są przecież ważniejsze, niż sprawy miasta/wyborców.
Dobry pomysł: radny typu "idealista". Zawsze przychodzi merytorycznie przygotowany na sesje RM, posiedzenia komisji, których jest członkiem. Swoją wiedzę czerpie z materiałów dostarczonych mu przez Biuro Rady Miasta, bądź z bezpośrednich kontaktów z wyborcami, przed którymi nie ucieka. Gdy zajmie głos, to wie o czym mówi, a mówi konkretnie i na temat. Z pełnym poświęceniem i świadomością wypełnia mandat radnego.


Zły pomysł: radny typu "tak-tak" lub "bmw". Bierny, mierny, ale wierny. Radny bez własnego zdania i bez własnych przekonań. Zabiera głos, gdy mu zwierzchnik każe; głosuje tak, jak mu "centrala" nakazuje. Zawsze się zgadza z przełożonymi, kierownictwem partii, szefostwem organizacji.

Zły pomysł: radny typu "Antek". Stoi w opozycji do typu "tak-tak". Zresztą opozycja jest jego naturalnym środowiskiem do życia. To w niej się spełnia. Cokolwiek by się nie działo, cokolwiek by nie było przedmiotem dyskusji - zawsze jest "anty". Choćby ratusz się palił, walił - on zawsze będzie na nie. Bo nie!
Dobry pomysł: radny typu "racjonalista". Typ pośredni. Wierny własnym poglądom, potrafi zarówno przytaknąć jak i skrytykować pomysły innych radnych czy burmistrza. Waży argumenty za i przeciw i wybiera najlepsze wyjście - najlepsze Dla Oleśnicy, a nie dla siebie...

Pomysły można by mnożyć i mnożyć... Który model najbardziej odpowiada oleśnickim wyborcom? Przede wszystkim wyborca musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mój wybrany przeze mnie kandydat będzie się kierował dobrem wspólnoty samorządowej, czy jedynie dobrem prywatnym.

Pamiętajmy o tym... Dla Oleśnicy! Wybory już 21. listopada...

*Definicja i cytat za Wikipedią.
 **Wszystkie przytoczone tu postaci są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe.

niedziela, 26 września 2010

Towarzystwo Przyjaciół Oleśnicy

W naszym mieście od ładnych kilku lat istnieje w naszym mieście stowarzyszenie o nazwie: Towarzystwo Przyjaciół Oleśnicy (TPO). Tak! Istnieje, choć jego działalność jest jakby lekko tajemnicza...

Dlaczego tajemnicza? A no dlatego, że informacje o dokonaniach tej organizacji docierają do nas niezmiernie rzadko. I tak na przykład: ostatnio pojawiała się w prasie notka, że w szeregach TPO zawiązała się Sekcja Przyjaźni Polsko-Niemieckiej (Oleśniczanin, 17.09.2010). Krótko, zwięźle... Super! Niech się zawiązują! Niech się przyjaźnią! Oby tylko nie skończyło się na samym zawiązywaniu więzów przyjaźni...

Dalej... Nie tak dawno miała w naszym mieście impreza "Wyjazd Konrada VII Białego – księcia oleśnickiego na wojnę do Prus 1410/2010". Jaki wkład w organizację tej imprezy miało TPO? Wszak w statucie TPO można wyczytać, iż ma ono na celu:
- organizowanie imprez popularyzujących Oleśnicę (pkt 10.f statutu);
- zaznajamianie społeczeństwa z obecnym i dawnym politycznym, gospodarczym i kulturalnym znaczeniem Oleśnicy i okolic (pkt 9.b statutu);
- inicjowanie i opracowywanie nowych form aktywizacji życia społecznego wśród mieszkańców Oleśnicy (pkt 9.a tegoż).
Impreza była fajna, widowiskowa, jednak mogłaby być zdecydowanie lepiej wypromowana - tak, by mówiło się o niej w całym regionie (co najmniej!). A tak, była tylko jedną z setek podobnych imprez satelitarnych, towarzyszących obchodom 600-lecia bitwy pod Grunwaldem. Czy TPO brało udział w organizacji tej imprezy? Nie jestem pewien... Prawie wątpię...
Wygląda na to, że patronat nad większością różnego rodzaju imprez (w tym również tak "prostych" jak rajdy rowerowe!) przejmuje teraz Powiatowe Centrum Edukacji i Kultury (i chwała mu za to!), a członkowie TPO jakby spoczęli na laurach. Nomen omen, obecna dyrektor PCEiK zasiada w zarządzie TPO.

Nieco większą aktywnością TPO wykazuje się jako wydawca. Towarzystwo chwali się na swojej stronie 9-cioma wydawnictwami książkowymi i jedną gazetą (już zamkniętą). Ale i tutaj pojawiają się wpadki. Chodzi o ostatnią publikację towarzystwa - "Historia i zabytki Oleśnicy. Przewodnik" pod redakcją A.P. Szachnowskiego, z którą bezlitośnie obchodzi się p. Nienałtowski na swojej stronie (i skłonny jestem mu uwierzyć). Efekt? Niby dobrze, ale nie do końca...

Dalej... Prawie dokładnie dwa lata temu Panorama Oleśnicka napisała, że TPO zwróciło się do burmistrza z petycją (popartą dokładnie 1160 podpisami) o utworzenie muzeum oleśnickiego. Doszło do wymiany poglądów i koniec końców stanęło na tym, że Burmistrz udostępni na muzeum Bramę Wrocławską i będzie je utrzymywać, natomiast "zadaniem TPO byłoby dopełnianie tego zbioru innymi eksponatami i wystawami." Brama Wrocławska - niby niewiele, ale na jakiś czas powinno wystarczyć... Jakiś czas później, TPO zgodziło się przejąć Bramę Wrocławską i zorganizować w niej muzeum, później Burmistrz przekazał bramę Towarzystwu. Póki co minęły już prawie 2 lata, a muzeum jak nie było, tak nie ma... Co robi w tej sprawie TPO? Jak posuwają się prace w sprawie otwarcia muzeum? Tego niestety nie wiemy... Brak jakichkolwiek informacji... Znów tajemnica...

Na prawdę mam nadzieję, że ta tajemniczość nie polega na nicnierobieniu, a jedynie na "skromności" TPO lub braku informacji ze strony stowarzyszenia. Bo ważne jest, by pracować Dla Oleśnicy!

piątek, 24 września 2010

Zróbmy coś Dla Oleśnicy!

Nadchodzi... Coraz bliżej... Da się już wyczuć... Co? Atmosfera przedwyborcza... O wyborach samorządowych słychać już wszędzie... Pojawiają się tak zwane "artykuły sponsorowane"... Media spekulują: ktogdziez kim i dlaczego...
Ludzie, do których adresowane są te działania podzielić można na dwie kategorie: na takich, którzy reagują (zgadzając się lub nie) i takich, którym wszystko jedno, bo wybory samorządowe ich nie obchodzą... Bo są za mało ważne... Bo kandydaci niepoważni... Bo i tak nic się nie zmieni! I tu się nie zgodzę... 
Po pierwsze: osobiście uważam, że wybory samorządowe są równie ważne, jak wybory parlamentarne! To w nich wybierasz ludzi, którzy przez najbliższych kilka lat będą decydować o wyglądzie Twojej "małej ojczyzny". To oni będą mieć niemały wpływ na to, jak będzie się żyło w Oleśnicy, na Twoim osiedlu i co będzie się działo w Twoim mieście i na Twoim podwórku.
Po drugie: nic się nie zmieni? No cóż... Jeśli wybiera się ludzi, którzy znajdują się w radzie miejskiej "przez zasiedzenie"... Którzy uważają, że mandat radnego im się po prostu należy - w końcu przez tyle lat piastowali ten urząd... Którzy przyzwyczaili się, że miarą ich skuteczności jest ilość wniesionych interpelacji, a nie ilość pomyślnie (dla wyborców!!!) rozwiązanych spraw... W takiej sytuacji rzeczywiście nie ma co liczyć na zmianę... A wystarczy wyjść naprzeciw wyborcom... Słuchać ich... W razie potrzeby konfrontować... Mediować... Służyć radą (tytuł zobowiązuje: RADNY!!!), pomocą... Same obietnice nie wystarczą, by być DOBRYM radnym... A obiecywać można dużo! A nawet więcej! Wielokrotnie się zdarzało, że im więcej się obiecało, im bardziej "oczarowało się" wyborców swoimi obietnicami, tym większe były szanse wygranej... Czy taka postawa jest w porządku wobec wyborcy? Bez komentarza... Czy można to zmienić? Można! Trzeba tylko dobrze wybrać... Ale przede wszystkim, trzeba zmienić to, co zmienić trzeba, czyli podziękować   "zasiedziałym", a dać szansę tym, którzy mają pomysły, ambicje, są kreatywni i chcą wspólnie pracować Dla Oleśnicy, dla jej dobra...

Przekonałem? Dałem do myślenia? 
Zapraszam:
siedlaq@gmail.com

wtorek, 7 września 2010

Wpis pierwszy i (niestety) nie ostatni

Panie! Panowie! Fanfary!!!
Z nieskrywaną tremą otwieram bloga "W Oleśnicy Dla Oleśnicy"!
I z góry uprzedzam: poruszane będą temat lokalne i "krajowe". Polityczne i apolityczne. Wesołe i smutne. I chociaż nie będę uciekał od polityki, to jednak nie chcę być autorem bloga typowo politycznego... Będzie o wszystkim i o niczym... O sprawach ważnych i tych ważnych nieco mniej...
Obym tylko nie zanudzał :D