wtorek, 6 września 2011

Lingwistyczna porażka, czyli Oleśnica w sieci

Jakiś czas temu miała miejsce premiera nowej, odświeżonej wersji oficjalnej strony internetowej miasta. Zgrabna szata graficzna: wieże, róże, Ola; aktualne wiadomości z miasta; historia miasta wreszcie skonsultowana z p. Markiem Nienałtowskim; Kino Krótkich Filmów; sonda społeczna niegdyś buńczucznie zwana "konsultacjami społecznymi". Dla Pana Burmistrza, rajców i urzędników - powód do zadowolenia. Dla mieszkańców - przydatne źródło informacji i powód do dumy, bo w końcu Oleśnica może się pochwalić swoją stroną internetową.


Nowa strona internetowa Urzędu Miasta Oleśnicy (kliknij aby powiększyć).
 

Spora część mieszkańców zwróciła uwagę na nową odsłonę witryny internetowej miasta. I chyba nawet niektórzy ją polubili, bo trzeba przyznać poprzednia była odpychająca. Wydawać by się mogło, że UMO zaprezentował nową jakość. Ale to tylko pozory...

Bo jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Wystarczy jedynie zmienić język witryny, klikając w brytyjską flagę umieszczoną w prawym górnym rogu strony, by "nowa jakość" ukazała swoje prawdziwe oblicze:

Strona internetowa Urzędu Miasta Oleśnicy w wersji anglojęzycznej (kliknij aby powiększyć).
Oto bowiem z przyzwoitej strony internetowej ambitnego miasta powiatowego, przechodzimy do strony internetowej, którą na angielski tłumaczył niezbyt ambitny uczeń szkoły podstawowej (bez urazy dla uczniów podstawówek). Bo takie efekty daje bezmyślne użycie bezmyślnego translatora online. Ja specjalistą od angielszczyzny nigdy nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę. Ale po tym, co zobaczyłem na GŁÓWNEJ STRONIE Urzędu Miasta, włos mi się zjeżył na głowie. Oto kilka przykładów drastycznych błędów:

1. Data: "Today is: 06.09.2011r." - każdy potencjalny obcokrajowiec, zanim przejdzie do dalszej części witryny, zastanowi się, co takiego oznacza "r" z kropeczką po "2011". I pewnie się domyśli, o co chodzi, ale niepotrzebnie straci cenny czas...

2. "Name: Beaty, Eugene, Zechariah" - imię? Kogo? Twórców strony? Burmistrza? Po angielsku "imieniny" to "name day". W dodatku translator nieco zgłupiał przy tłumaczeniu imienia "Beata" w dopełniaczu. Sugestia - imion nie trzeba tłumaczyć na języki obce.

3. Nowość na stronie - zawsze aktualne informacje z kraju (i nie tylko) dzięki serwisowi tvn24.pl. Miało być nowocześnie, miało być aktualnie. Tyle, że automatyczne tłumaczenie tych newsów prowadzi do takich kwiatków, jak np.: "Zapylili him GMOs. He has trouble". W dodatku kliknięcie na ten przesuwający się pasek prowadzi do polskojęzycznego serwisu. Po co?

4. "Oleśnica - miasto wież i róż" - niby tak. Niby wszystko się zgadza, ale hasło to umieszczone w anglojęzycznej wersji witryny - aż razi w oczy. No bo czy zrozumie je taki przykładowy Pan John Smith? Szczerze nie sądzę. Czy nie lepiej brzmiałoby: "Oleśnica - city of towers and roses"?

5. "Page home" - a może "Home page"? "Main page"?

6. "Plan cities" - kwiatek nad kwiatki! To tak, jakby zwrot "dziękuję z góry" przetłumaczyć na "thank you from the mountain"! Głupi translator nie rozróżnia "miasta" - dopełniacza liczby pojedynczej od "miasta" - mianownika liczby mnogiej.

7. "Organizations and inst#%&#irectory" - czasem zwroty dosłownie tłumaczone z polskiego na  język obcy są dłuższe od polskiego oryginału. Czasem na odwrót. A to prowadzi do takich właśnie przeformatowań.

8. "10. festiwal Jazz Sofa" - ni to po polskiemu, ni to po angielskiemu. Pozostaje domyślać się, że chodzi o "10. Festiwal Jazz Na Kanapie". Takie pseudotłumaczenie nie robi reklamy jednemu z najciekawszych i najsłynniejszych wydarzeń kulturalnych w naszym mieście.

9. "sports hall of the city center of culture and sport" - niby dobrze, ale wychodzi tautologia...

10. "we present a draft e-education" - owszem, "draft" to "projekt", ale w sensie "szkicu", "zarysu". Tutaj powinno się użyć "project". I brzmi podobnie, i wygląda lepiej...

To niektóre kwiatki ze strony głównej witryny www.olesnica.pl. Głębiej bałem się zaglądać. Stanowią one dobry przykład na to, że używanie bezdusznych i bezmyślnych translatorów na potrzeby oficjalnych pism i stron internetowych nie jest zbyt profesjonalne.

Ciekaw jestem, jak z językami radzą sobie najważniejsze osoby w mieście - Pan Burmistrz, jego zastępcy, Pan Sekretarz, Pani Rzecznik? Reprezentują miasto, kontaktują się z miastami partnerskimi, być może z inwestorami; Pan Burmistrz często jeździ do Brukseli... Być może jakąś tam znajomością jakiegoś języka obcego pochwalić się mogą... Jeśli tak, to na www.olesnica.pl w wersji anglojęzycznej raczej nie zaglądają... Bo trudno uwierzyć, że dopuściliby do takiej kompromitacji!

A tak swoją drogą, ciekawe ile kosztowała nowa strona Urzędu Miasta? Pewnie niemało...


Zbieżne:

22 komentarze:

  1. Faktycznie z angielskim i translatorami ma Pan niewiele do czynienia na codzień, nie da się dosłownie przetłumaczyć wielu zwrotów, i nikt tego wcześniej nie robił. Robi to program komputerowy. Tak samo jest z google, korzystał Pan kiedyś z google translate? Nie sądze bo gdyby tak, wiedziałby Pan, że nawet tak poważna witryna i ten najpopularniejszy translator w sieci tłumaczą wiele rzeczy dosłownie, i nie jest zaprogramowany na szyki zdań, co za głupota. Użycie translatora ma pozwolić obcokrajowcowi zrozumieć znaczenie czytanego tekstu a nie zachwycać się jego formą gramatyczną. Tak samo, nazwy własne. Jestem kategorycznie za tym by ich nie tłumaczyć. Czy jakikolwiek amerykanin będzie zawracał sobie głowe by wymówić "Warszawa" po polsku? Raczej nie, będzie krótko : "Warsaw" i tyle. Szanujmy się i nasz polski język. Zanim się coś skrytykuje najpierw trzeba się troszkę na tym znać lub przynajmniej zapytać kogoś kompetentnego zanim się to opublikuje. Ludzie!
    Studentka filologii angielskiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga lub My Dear studentko!
    Może zanim zaczniesz się wypowiadać, nawiasem mówiąc i tak pisząc totalne bzdury, naucz się dobrze pisać po polsku. Poprawnie piszemy: na co dzień. Pewnie ktoś próbował Cię tego nauczyć w szkole podstawowej lub w gimnazjum; nie wyszło, trudno, wzięłaś się za angielski, i chyba z tym językiem idzie Ci jeszcze gorzej. Szanująca się witryna nigdy nie skorzysta z translatora do tłumaczenia autorskich tekstów; co za głupota, używając Twoich słów. Chyba nie zrozumiałaś wpisu... Właśnie bloger zarzuca witrynie korzystanie z translatora i gani ten przykry przypadek. Nie wiem, jak Ciebie uczą na studiach, może właśnie korzystania z google translatora (tu też popełniasz krytyczny błąd w nazwie narzędzia; zauważyłaś?), ale to raczej poważny błąd. Wątpię zatem, że jesteś studentką filologii angielskiej. Na pewno zaś nie na uniwersytecie. Tam takich bzdur nie uczą. A może sama jesteś odpowiedzialna za tłumaczenie na tej witrynie? I, zamiast pracować uczciwie, "zleciłaś" w imię wygody zadanie bezdusznemu automatowi? Poprawiam się - wątpię, byś cokolwiek miała wspólnego z jakimkolwiek tłumaczeniem z angielskiego.
    Nikt tu przecież nie mówi o dosłownym tłumaczeniu zwrotów, przeciwnie, chodzi właśnie o dosłowne tłumaczenie, tyle, że w drugą stronę, co powoduje totalne nonsensy i niemożność zrozumienia.
    I gratuluję sposobu pojmowania tłumaczeń z języka obcego. Jeśli naprawdę uważasz, że ma to robić komputer i lepiej się już nie da (sic!), porzuć studia filologiczne i zajmij się programowaniem.

    Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!

    dr T.S.
    Instytut Języka Polskiego
    Uniwersytetu Wrocławskiego

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, jeszcze tylko jedna uwaga. Tak, szanujmy język polski, studentko filologii, która zapewne masz świadectwo maturalne. Raz jeszcze przepraszam, mały wtręt: wszyscy Amerykanie, których znam z częstych odwiedzin w naszym kraju, zdecydowanie wolą używać nazw miejscowości w ich oryginalnym brzmieniu, więc mówią po prostu Warszawa, Wrocław, Poznań, Oleśnica...Pomijam już, jak im to wychodzi, ale się starają. A tak dla śmiechu, to wyobrażam sobie naszą wspaniałą studentkę, jak jedzie do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i, by nie zawracać sobie głowy prawidłową wymową, mówi Waszyngton, Los Andżeles i Nowy Jork...i oczywiście wszyscy wiedzą, o co jej chodzi. Przecież świat to jedna wielka wioska i kali kuma o co kali biega.
    Było śmiesznie? Nie! Toż to tragedia, jeśli takich przygłupów kształcą nasze uczelnie....

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz wersje moich wpisów zrozumiałe zapewne przez "studentkę filologii angielskiej":
    1.
    Way or My Dear studentko!
    Maybe before you start to speak, by the way, and so by writing total nonsense, learn to write well in Polish. Correctly write: every day. Probably someone was trying to teach you in elementary school or junior high school, did not work out, it's hard, you took to be English, and I think with the language you going to get worse. Reputable site will never benefit from the translator to translate text copyright, what a stupid, using your words. I do not think zrozumiałaś entry ... Just visit blogger criticizes the use of a translator, and blames this sad case. I do not know how you learn in college, you may just use the google translator (here also commit a fatal error in the name of the tool, you notice?), But is rather a serious mistake. I doubt, therefore, that you are a student of English philology. And certainly not at the university. There does not teach such nonsense. Or maybe you are alone responsible for the translation of this site? And, instead of working honestly, "zleciłaś" in the name of convenience automatowi merciless task? I correct in - I doubt you had anything to do with any translation from English.
    Nobody here is talking about, after all literally returns, by contrast, is just about the literal translation, so that in the other direction, causing a total nonsense and the inability to understand.
    I congratulate the way of understanding a foreign language translations. If you really think that it is better to do on your computer and can no longer (sic), abandon philological studies and take care of programming.

    I greet and wish you continued success!

    Dr. T.S.
    Institute of Polish Language
    University of Wroclaw

    2.
    Sorry, just one more remark. Yes, Respect Polish, studentko philology, which you probably have a matriculation certificate. Once again, sorry, a little plug: all Americans that I know of frequent visitors in our country, we strongly prefer to use place names in their original form, so they say simply Warsaw, Wroclaw, Poznan, Oleśnica ... Not to mention, as it leaves them but to try. And so for a laugh, then imagine our great student, like going to the United States of America and to not bother to correct pronunciation, says Washington, Los Andżeles and New York ... and of course we all know what she meant. But the world is one big village and kum kali kali runs what.
    It was funny? No! So this is a tragedy, if such przygłupów educate our universities ....

    OdpowiedzUsuń
  5. A co mi tam, jak już jestem złośliwy, to do końca!
    Oto wersja wpisu blogera dla "studentki filologii angielskiej":
    Some time ago there was a premiere of a new, refreshed version of the official website of the city. Sleek graphics: towers, roses, Ola; current news from the city, the history of the city finally consulted with Mr. Mark Nienałtowskim; Cinema Short Film; probe Social buńczucznie once called "public consultations". For the Lord Mayor, councilors and officials - a cause for satisfaction. For residents - useful source of information and reason to be proud, because in the end Oleśnica boasts its website.
    Much of the residents drew attention to the new look of the city's website. And probably even some liked it, because I have to admit the previous was repulsive. It would seem that the UMO introduced a new quality. But this is only the appearance of ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Because, as usual, the devil is in the details. Just simply change the language of the site, click on British flag placed in the upper right corner of the page to "new quality" showed its true face:

    This is because with a decent web site of an ambitious district town, go to the website, which in English translated very ambitious pupil primary school (no offense to elementary students). Because these effects gives mindless mindless use of online translator. I am a specialist of English have never been, am not and never will be. But after what I saw on the main page of the City, I bristled the hair on my head. Here are some examples of drastic errors:

    1st Date: "Today is: 06.09.2011r." - Any potential foreigner, before moving to the rest of the site, think of what this means, "r" from the dot after "2011". And probably a guess what was going on, but needlessly lose valuable time ...

    2nd "Name: Beaty, Eugene, Zechariah" - name? Who? Creators page? Mayor? English "birthday" is the "name day". In addition, the translator a bit flabbergasted when translating the name of the "Beata" in the genitive. Suggestion - do not have to translate names into foreign languages.

    3rd New on site - always up to date information from the country (and not only) through tvn24.pl service. It was to be modern was to be currently. It's just that the automatic translation of such news leads to such flowers, such as: "GMOs Zapylili him. He has trouble". In addition, clicking on the moving belt that leads to a Polish-speaking service. Why?

    4th "Oleśnica - a city of towers and roses" - like so. Seemingly everything is correct, but the password is placed in the English version of the site - to dazzle. Because if they understand the example of Mr. John Smith? Frankly I do not think. Is not it better would be: "Oleśnica - city of towers and roses"?

    5th "The home" - or "Home page"? "Main page"?

    6th "Plan of cities" - Flower of flowers! It is as if the words "thank you in advance" translate to "thank you from the mountain"! Stupid translator does not distinguish between "city" - the complement of the singular of "city" - nominative plural.

    7th "Organizations and inst #% & # irectory" - sometimes literally translated phrases from Polish into a foreign language are longer than the original Polish. Sometimes the reverse. And this leads to just such przeformatowań.

    8th "10 Jazz festival Sofa" - neither the Polish nor is the English. It remains to guess that this was a "10 Festival Jazz On Sofa." Such advertising does not pseudotłumaczenie one of the most interesting and most famous cultural events in our city.

    9th "Sports hall of the city center of culture and sport" - like a well, but goes tautology ...

    10th "In the present and the draft e-education" - yes, "draft" is a "project", but in the sense of "draft", "outline". Here, you should use a "project". I sound like, and looks better ...

    These are some flowers from the main site www.olesnica.pl. I was afraid to look deeper. They are a good example of the callous and thoughtless use of translators for official documents and web pages is not very professional.

    I wonder how to cope with languages ​​most important person in the city - the Lord Mayor, his deputy, Mr. Secretary, your spokesperson? Represent the city, contact the partner cities, perhaps with investors, the Lord Mayor travels frequently to Brussels ... Perhaps there some knowledge of a foreign language can boast ... If so, www.olesnica.pl in English rather not look it ... Because it is difficult to believe that admitting to such an embarrassment!

    And by the way, I wonder how much it cost new website of the City? Probably quite a few ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga przyszła anglistko! A może raczej: "Road came anglistko"?
    Bo tak właśnie z tym zwrotem "poradził sobie" Google translator...

    Z racji zawodu, który wykonuję, z angielskim mam do czynienia więcej, niż prawdopodobnie Pani przypuszcza. Nie jest to może angielszczyzna na "szekspirowskim" poziomie, ale wydaje mi się, że nie mam się czego wstydzić. To po pierwsze. Po drugie: z translatora korzystałem w swoim życiu może 2 (słownie: dwa) razy. Wystarczająco dużo, by stwierdzić, że do efektów jego działania należy podchodzić z dużą rezerwą. A przede wszystkim nie powinno się go używać na potrzeby oficjalnych pism, czy oficjalnych stron internetowych instytucji publicznych. Właśnie z tego powodu, o którym Pani napisała: translatory dokonują tłumaczenia DOSŁOWNEGO. A w przypadku pism w wersjach oficjalnych, bez ingerencji człowieka się nie obędzie.

    Wystarczy spojrzeć na strony internetowe Wałbrzycha, Świdnicy, Politechniki Wrocławskiej, Uniwersytetu Wrocławskiego, by się przekonać, że posiadają one DEDYKOWANE (w sensie: napisane od podstaw) strony obcojęzyczne. Takie podejście jest dużo bardziej profesjonalne i nie przynosi wstydu ani zleceniodawcy, czyli urzędom i instytucjom, ani wykonawcy, czyli twórcom strony.

    Doprawdy, podziwiam Pani naiwność i wiarę w translatory i w to, że oficjalna strona Oleśnicy w wersji anglojęzycznej powinna tak właśnie wyglądać...

    Życzę powodzenia przy egzaminach. Z tego, co wiem, to tam translatorów używać nie można.

    Z pozdrowieniami,
    Damian Siedlecki

    PS.: W zasadzie dr T.S. napisał to, co chciałem napisać. Tylko trochę więcej i trochę dosadniej... W każdym bądź razie przynajmniej poprawnie odczytał intencje mojego wpisu. Co raczej nie powinno sprawiać trudności...

    OdpowiedzUsuń
  8. www.wroclaw.pl jest tłumaczone w identyczny sposób i nikt nie bije piany z tego powodu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha! Wiedziałem, że ktoś się powoła na stronę wrocławską!
    To też nie jest powód do chluby dla Wrocławia. Aczkolwiek nie wiem jakiego translatora używają we Wrocławiu, ale odnoszę wrażenie, że efekt tłumaczenia jest nieco lepszy niż w przypadku Oleśnicy. Są błędy, owszem... Ale jakoś tak mniej rażące...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Użyto tego samego translatora :)
    Do tego Google bardzo często poprawia swój produkt i tłumaczenie jest lepsze z dnia na dzień.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może i masz rację. Ale nawet jeśli, to w przypadku tłumaczeń językowych, automat jeszcze długo nie będzie w stanie zastąpić człowieka. Bo mimo wszystko - czasem przydaje się wiedza i intuicja, może nawet serce. Automat jest bezmyślny i bezduszny, co widać na anglojęzycznej stronie Oleśnicy.
    I w dalszym ciągu uważam, że lepsza jest strona "dedykowana", bez nawet jeśli fajerwerków, niż bezkrytyczne używanie translatora na tak oficjalne potrzeby.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie napisałam tego komentarza po to żeby kogokolwiek obrażać - tak jak Pan mnie, twierdząc, że nie znam swojego języka etc etc, nawet nie chce mi się cytować tego co Pan napisał pod moim adresem a świadczy to tylko i wyłącznie o Pana kulturze osobistej a raczej jej braku. Szkoda, że nie umie Pan przyjmować krytyki z honorem bo wtedy można wyciągnąć wiele korzystnych wniosków. Problemem wydaje mi się tutaj to, że jak to zwykle polaczkowie robimy z igły widły. Tłumaczenie nie jest tak idealne jak byśmy tego chcieli ale to nie znaczy, że można wytaczać armaty w stylu "Ciekawe ile zapłacili za tą strone, pewnie wszystkie pieniądze z naszych podatków". Jeśli daje Pan możliwość komentowania pod swoimi postami to proszę odnosić się do komentarzy z szacunkiem a do komentujących tym bardziej bo każdy ma własne zdanie, tak jest skonstruowany ten świat. Jeśli również tego posta Pan nie zrozumie to znaczy, że mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią i niewarto więcej tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiedziała co wiedziała... Ręce i nogi opadają! Co za brak zrozumienia i sensownego rozumowania. I to mówi studentka filologii angielskiej, której to właśnie powinno zależeć, by tacy, jak ona, znajdowali zatrudnienie przy tłumaczeniach. Toż to, co ona wypisuje, przeczy zdrowemu rozsądkowi. Droga Pani! Błędem było podawać się za studentkę filologii angielskiej, bo jak widać, chyba nawet podstaw języka angielskiego Pani nie zna. Do tego zachwalanie internetowego translatora na potrzeby tłumaczeń oficjalnej witryny naszego miasta wydaje się nie tylko żenujące, ale po prostu śmieszne i infantylne. Na tym właśnie polega możliwość komentowania wpisów na blogu, że można też trafnie spointować głupotę komentujących. Takie życie, droga Pani. Mieć swoje zdanie, nie znaczy mieć rację i porywać za sobą tłumy. Chciała Pani zabłysnąć i udało się, zabłysnąć głupotą. Też życzę powodzenia na egzaminach wstępnych na studia filologiczne. Proszę tylko raz na zawsze zapomnieć, że w znajomości języka angielskiego wystarczy umiejętność obsługi internetowego translatora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ehhhh... Kobiety...
    Przyszła, namieszała, namieszała, a teraz się obraziła ;) Mam to samo w domu ;)

    A tak na poważnie: w którym miejscu napisałem, "że nie zna Pani swojego języka etc etc"? Czytam piąty raz i nie zauważam. Jeśli uraziły Panią "translatory na egzaminie", to nie potrzebnie. Ten wtręt miał raczej rozluźnić atmosferę, niż ją zagęścić. No ale jeśli poczuła się Pani urażona, to proszę wybaczyć.

    Każdego czytelnika szanuję i staram się odpowiadać na każdy komentarz. Krytykę przyjmuję na klatę, bo przecież nie każdy musi się zgadzać z tym, co tutaj opisuję. Z komentującym staram się polemizować, niekoniecznie przekonywać. To ma być dyskusja. A najlepiej jeszcze podparta argumentami. W porządku?

    Z pozdrowieniami,
    DS

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak, mamy do czynienia z przerostem. Przerostem ego skonfudowanej komentatorki, podającej się za studentkę filologii angielskiej, by dodać znaczenia swoim słowom. Ktoś już tu wspomniał o braku nie tylko znajomości angielskiego, ale przede wszystkim własnego języka. I przez to właśnie kłania się brak umiejętności czytania ze zrozumieniem. Żywcem przypomina mi to jedną panią, udającą eksperta w dziedzinie promocji, której jakoś dziwnie nic w jej działaniach nie wychodzi. I pewnie ta pani też nie zna języka angielskiego, poza translatorem, oczywiście. Panie Damianie - dobra robota; to rzeczywiście ma znaczenie. Jak to mówią: jak cię widzą, tak cię piszą. To akurat idealnie pasuje do tej sytuacji. Szkoda tylko, że przez taką wpadkę można śmiać się z naszego miasta. A tego sobie nie życzę. Ale wnioski wyciągać i naprawiać sytuację ma kto. Zatem, władzo, do roboty!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dlaczego Pan pisze, że historia miasta została nareszcie skonsultowana z p. Markiem NIEnałtowskim?
    Przecież jest tam kilka mega kwiatków, z których największym hiciorem jest oczywiście odmiana nazwy miejscywości Podiebrady. Pan NIEnałtowski z uporem wbrew wszelkim regułom odmiany rzeczownikowej np. Jerzy z Podiebradu. Pomijając fakt, że można to sprawdzić w każdym słowniku języka polskiego, to przeciez jest jeszcze zdrowy rozsądek. Wyobraża Pan sobie rozmowę w której słyszy Pan następujące frazy: "Przyjechał do mnie kolega z Tychu (czyli z miejscowości Tychy). Moja ciocia z Miodaru (czyli z miejscowości Miodary). Wróciłem z miejscowości Podiebrady czyli... czyli gdybym był Panem NIEnałtowskim wróciłbym z Podiebradu.
    Naprawdę uważa Pan, że współpraca z Panem NIEnałtowskim wyjdzie na dobre UM?

    OdpowiedzUsuń
  17. Drogi Anonimie,

    chyba nikt (albo prawie nikt) nie zna historii Oleśnicy tak, jak p. Marek Nienałtowski. To właśnie on zgłębia tajniki historii naszego miasta i robi to z pełnym oddaniem. Podejrzewam też, że z takim samym oddaniem potrafi zarażać swoją pasją tych, którzy dzielą z nim zainteresowania. Ja sam jestem codziennym gościem na jego stronie i wiem jedno: wiedzy o Oleśnicy na pewno odmówić mu nie można. Dlatego też uważam, że zarys historii miasta powinien być konsultowany z p. Nienałtowskim i mogę tylko ubolewać nad tym, że nie zrobiono tego już kilka lat temu. Co więcej: myślę, że również wydawnictwa o historii miasta powinny powstawać we współpracy z nim. Przypomnę tylko, że na starej stronie UM, historia Oleśnicy zaczynała się w 1945 roku. A co było przed? Pewnie czarna dziura...

    Jeśli chodzi o ten "kwiatek": p. Nienałtowski na swojej stronie internetowej uzasadnia, że taka wersja pojawia się najczęściej w opracowaniach historycznych, w tym w encyklopedii PWN.
    Poza tym: gdyby tylko takie "hiciory" były opublikowane na oficjalnej stronie miasta i w wydawnictwach zamawianych przez UMO, to doprawdy, nie byłoby o czym rozmawiać...
    Weźmy na przykład zakładkę "EkoOleśnica" (najpierw proszę ją samodzielnie znaleźć :)) i wykaz firm, które zbierają zużyty sprzęt. Co najmniej jedna z tych firm już nie istnieje...

    Mam nadzieję, że moja odpowiedź jest wystarczająca...

    Pozdrawiam,
    DS

    PS: Mogę teraz ja zadać pytanie? Dlaczego z takim uporem pisze Pan/Pani nazwisko p. Marka w wersji "NIEnałtowski"? To chyba nie jest wyraz uprzejmości...

    OdpowiedzUsuń
  18. No nie wiem czy jest wystarczająca... w ten sposób możnaby uzasadnić sposób tłumaczenia treści na stronie UMO i np. powołać się na strone wrocławską. Ale dla Pana taka argumentacja jest niewystarczająca. To dlaczego Pan liczy, że Pańska, identyczna argumentacja kogoś przekona? O poprawnej pisowni stanowią słowniki, a nie inne źródła.

    Pyta Pan o pisownię nazwiska - wygląda to nieco podobnie jak w przypadku nazwiska przewodniczącego Rady Miejskiej, które był Pan łaskaw zapisać w nastepującej formie "waZelinka". Równiez nie jest to wyraz uprzejmości, ale OK, uważa Pan, że pan Zelinka ma takie cechy, prezentuje takie postawy, że skłoniło to Pana do takiego zapisu.
    Pan Nienałtowski również na swojej wielokrotnie dawał wyraz dezaprobaty działaniom innych osób zajmujących się historią miasta, w tym np. pana Bruzdewicza, jedynego licencjonowanego przewodnika PTTK z Oleśnicy. Problem polega na tym, że Pan Niełtowski odnosił sie krytycznie absolutnie do każdego działania UMO w tej dziedzinie, dodatkowo, nie odniósł się nigdy krytycznie do działań żadnego działania dotyczącego amatorskiego historykowania (wiem że nie ma takiego słowa - przepraszam :) Nie ukrywam, że zaczęło to nieco przypominac tępe doktrynerstwo i sprawiało wrażenie, jakby MN uznał, że sam błędów nie popełnia wcale, natomiast inni czynią to na okrągło.
    Wyrazem uprzejmości oczywiście nie jest, tak jak i takim wyrazem nie jest wyraz "waZelinka", ale jakoś tak się zaczęło rozmawiać w Oleśnicy i taki jest trend prowadzenia dyskusji... ubolewam nad tym, no ale jeśli ktoś zaczął i uważa to za stosowne, no to cóż...
    Co do Pańskiej odpowiedzi, to jeszcze jedna rzecz jest uderzającą. Pojawia się wpis i jest konkretne wskazanie na bład - co dostajemy w odpowiedzi? Peany na cześć pana Nienałtowskiego + tekst o zakładce "EkoOlesnica". No cóż... Piękny unik.
    Pozdrawiam Panie Damianie

    OdpowiedzUsuń
  19. Szanowny Anonimie,
    zdecydowana większość oficjalnych stron - czy to miast, czy też firm i przedsiębiorstw - jeżeli już posiada wersję obcojęzyczną, to jest to wersja dedykowana, specjalnie tłumaczona, czasem o zmienionym układzie graficznym. Na tym polega profesjonalizm. I dlatego też uważam, że taka "translatorska" wersja strony powodów do dumy Wrocławiowi nie przysparza. Ani Oleśnicy. A uzasadnić można banalnie: Wrocław to marka, wypracowana przez lata - setki (o ile nie tysiące) firm zagranicznych, koncernów, inwestorów. Wrocław o inwestycje starać się już "nie musi". A Oleśnica? Odstrasza inwestorów zagranicznych samą stroną internetową, która (i tu się powtórzę) świadczy o braku profesjonalizmu.
    Aczkolwiek można odwrócić tez problem mówiąc, że skoro Wrocław ma tyle inwestycji z zagranicy, to jego strona internetowa powinna stanowić profesjonalne źródło informacji dla obcokrajowców. Wówczas, to Oleśnica by "nie musiała"... Ale chyba nie o to chodzi...

    W spór historyczny pomiędzy p. Nienałtowskim z p. Bruzdewiczem nie dam się wciągnąć, bo nie mam kompetencji do tego, by rozsądzić kto ma rację, a kto nie. Logika mi podpowiada, że opracowania historyczne o Oleśnicy powinny powstawać jako owoc współpracy specjalistów - w tym wypadku historyków. Dlaczegóż by nie? Natomiast zupełnie profesjonalnym podejściem do sprawy byłoby recenzowanie materiałów przed publikacją, tak jak to się odbywa w przypadku wydawnictw naukowych.

    Moja poprzednia wypowiedź o pracy p. Nienałtowskiego wynika z mojego podziwu dla jego wnikliwości, zapału, i pasji, które widać w każdym jego tekście. Jako autor tego bloga mam prawo do wyrażania subiektywnej opinii. Ale widzę, że ani ja nie przekonam Pana, ani Pan mnie. I ja to szanuję...
    Dlatego też moja własna "osobista" ;) opinia jest taka, że pięknie byłoby, gdyby "Jan z Podiebradu" był największą wpadką na oficjalnej stronie miasta.

    Pozdrawiam Anonimie ;)
    DS

    PS: No cóż... Dziś nie jestem dumny z tego incydentu. Można go zaliczyć to wybryków "młodości".

    OdpowiedzUsuń
  20. Ależ ja się z Panem zgadzam Panie Damianie!!!
    Nie musi mnie Pan przekonywać! Jak już to Pana Nienałtowskiego - też uważam, że "profesjonalnym podejściem do sprawy byłoby recenzowanie materiałów przed publikacją, tak jak to się odbywa w przypadku wydawnictw naukowych." Ale znając Pana Nienałtowskiego...
    No niech Pan mu to spróbuje wysłać - ciekaw jestem jego reakcji, oraz jego uzasadnienia, dlaczego z nimkim nie skonsultował tego, co jest na stronie UM :) i błagam o zamieszczenie odpowiedzi na blogu...
    Co się tyczy "waZelinki" - zaskoczył mnie Pan bardzo!!! I to bardzo pozytywnie!!! W sumie tym stwierdzeniem zrobił Pan bardzo mało, ale najwięcej ile się dało. W kwesti kultury w necie. Mały kroczek - zmienić swoje podejście i dbac, żeby z nasz ust nie padały poniżające, obraźliwe sformułowania. To się tyczy również mnie i każdego z osobna. Krytyka owszem - co do tego, nie mam zastrzeżeń, choć się z Panem nie zgadzam.
    Natomiast co do Pana Niełtowskiego i moich złośliwości... oczywiście szanuję go, cenię, podziwiam - bolało mnie jednak to, w jaki sposób, odnosi się do... nawet nie do adwersarzy, bo autorzy innych publikacji nie chcieli go atakować... a on... no słabe to Panie Damienie było...
    Przepraszam za nieco bełkotliwy styl, późno już...
    Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za słowa, które mnie bardzo ucieszyły

    OdpowiedzUsuń
  21. No i co tam nowego Panie Damienie między Wami zawodowcami? Podzielił się Pan refleksją o pożyteczności konsultacji tekstów przed publikacją, a może nie zapytał Pan Pana Nienałtowskiego dlaczego takich konsultacji przed publikacją na stronie UMO unika, czy może Pan Nienałtowski nie odpowiedział i nie zamierza się ustosunkowywać? To też przejaw profesjonalizmu? Czekam niecierpliwie na odpowiedź :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Witam ponownie,

    cieszę się, że zgadza się Pan ze mną. :) Tak właśnie wyobrażam sobie prace nad wszelkimi wydawnictwami dotyczącymi Oleśnicy. Dzięki temu miałyby one również wymiar symboliczny: łączyłyby, zamiast dzielić.

    Ale równie dobrze można by zapytać dlaczego treść dotychczasowych publikacji wydawanych pod patronatem Urzędu Miasta nie były konsultowane z Panem Nienałtowskim. A nie były...
    Jeszcze raz powtórzę: w spór kompetencyjno-historyczny proszę mnie nie wciągać.

    Pozdrawiam,
    DS

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz...