czwartek, 21 kwietnia 2011

E-urząd na e-papierze

W oleśnickich mediach - tych drukowanych i tych internetowych - zawrzało. Najpierw w ogniu krytyki redaktorów portalu internetowego znalazł się najwyższy rangą urzędnik w oleśnickim magistracie, czyli sam Sekretarz Miasta. Teraz ten odwdzięczył się pięknym za nadobne i odpowiedział mu na piśmie. Papierowym.

Poszło o artykuły promocyjne dotyczące dwóch projektów współfinansowanych przez Unię Europejską. Artykuły promocyjne, czyli coś w rodzaju płatnych reklam. Zwykle, celem publikacji takich materiałów promocyjnych jest wykazanie skuteczności danej jednostki w pozyskiwaniu dotacji unijnych oraz pokazanie, w jaki sposób i na jakie cele te dotacje są wykorzystywane. W tym przypadku chodziło o projekty związane informatyzacją samego urzędu oraz podległych mu jednostek oświatowych: e-urząd oraz e-oświata. Magistrat postąpił rozsądnie wystosowując zapytania ofertowe (tu i tu), by spośród kilku ofert lokalnych mediów wybrać najkorzystniejszą, czyli najtańszą. Ale diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach...

No właśnie. Redaktorzy portalu MojaOleśnica.pl doszukali się uchybień. Według nich Urząd Miasta w takim postępowaniu faworyzował media drukowane ponad media internetowe, nie dopuszczając tych drugich do przedłożenia swojej oferty. Pojawiły się też wątpliwości redaktorów co do bezstronności zleceniodawcy ze względu na koligacje rodzinne, które są bezsprzecznym faktem. Nie mnie oceniać, czy miały one jakikolwiek wpływ na wybór takiej, a nie innej oferty, dlatego też tego wątku komentować nie mam zamiaru. Ale za to pozwolę sobie skomentować wątek pierwszy, czyli sprawę faworyzowania wydawnictw papierowych.

W przypadku obu zapytań największe wątpliwości wzbudziło ograniczenie liczby oferentów do tych reprezentujących wydawnictwa papierowe. Teoretycznie zleceniodawca w zapytaniu ofertowym może podać niemalże dowolne warunki zamówienia, co sugeruje, że wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa. Ale już o ironię zakrawa fakt, że ograniczenie to pojawia się w zapytaniach dotyczących "e-projektów", czyli projektów związanych z wydatkami na rozwój systemów informatycznych i sieciowych. Mówiąc krótko: promocja e-urzędu i e-oświaty została ograniczona do mediów tylko i wyłącznie papierowych. To tak jakby zmuszać programistę do pisania aplikacji na kartce papieru, bez dostępu do komputera.

Co ciekawe, w "Poradniku Beneficjenta..." podanym przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego istnieje następujący zapis: "wskazane  jest także stosowanie innego typu narzędzi  informacyjno-promocyjnych, dostosowanych do rodzaju (...) realizowanego projektu. Im więcej podjętych działań promocyjnych projektu tym lepiej", który ja rozumiem tak: jeśli projekt dotyczy systemów informatycznych i szeroko pojętych "e-usług", to wręcz wskazane byłoby, by materiały promocyjne były publikowane na stronach i portalach internetowych. Gdyby projekt dotyczył nie e-urzędu i e-oświaty, ale czegoś innego, prawdopodobnie nie byłoby żadnych wątpliwości.

W dzisiejszej Panoramie Oleśnickiej ukazała się cięta riposta Sekretarza Miasta. Zaczął dość spokojnie, w sposób typowy dla urzędnika: że konieczność zamieszczania ogłoszeń prasowych wynikała z umowy z Urzędem Marszałkowskim, że wszystko odbyło się z harmonogramem realizacji projektów. Należy dać temu wiarę, w końcu to Pan Sekretarz stoi na czele tzw. Komitetu Wdrożeniowego, więc zdecydowanie wie co mówi. Ciekawe, czy te harmonogramy, na które powołuje się Pan Sekretarz przewidują promocję tych projektów na stronach i portalach internetowych, w sposób inny niż w postaci "twardych" i "namacalnych" materiałów promocyjnych? Tego już nie wiemy.

Dalej pojawia się argument o ofercie najkorzystniejszej spośród nadesłanych, tutaj również należy się zgodzić z Panem Sekretarzem.

Później pojawia się argumentacja co do wersji papierowej. Pan Sekretarz pisze, że "wersja papierowa dociera zarówno do osób korzystających z komputerów, jak i osób z nich niekorzystających. Gazeta w formie papierowej jest o wiele bardziej dostępna niż komputer - zarówno pod względem ceny, jak i instrukcji obsługi (...)". Czytam i własnym oczom nie wierzę! Żyjemy w XXI wieku, sieć internetowa oplotła cały świat, komputer przestaje być luksusem, a Pan Sekretarz twierdzi, że gazeta w formie papierowej jest O WIELE BARDZIEJ DOSTĘPNA niż komputer? Z jakiej epoki Pan pochodzi, Panie Sekretarzu?
Gazeta ma nakład kilku tysięcy egzemplarzy i jej "czytalność" jest dość mocno ograniczona terytorialnie. W tej chwili ogromna większość komputerów jest podłączonych do internetu. Ba! Doszło do tego, że komputer przestał być niezbędny, by uzyskać dostęp do internetu (są komórki, nawet telewizory z dostępem do sieci). Do materiałów zamieszczonych w internecie można dotrzeć z niemalże każdego zakątka świata, nie tylko z powiatu! A Pan Sekretarz pewien swego twierdzi, że gazeta jest bardziej dostępna niż komputer.
W pewnym sensie jednak rację ma... Z gazety można zrobić samolocik, gazetą można zabić muchę... Komputerem raczej się nie da, chociaż... nigdy nie próbowałem. Jeśli chodzi o instrukcję obsługi, to fakt, gazeta takowej nie potrzebuje (raczej); ale jeśli chodzi o komputer, to moja córka w wieku 3.5 roku potrafiła włączyć komputer i wpisać hasło. Teraz, w wieku 5.5 roku całkiem nieźle sobie radzi z oglądaniem bajek przez internet. Papierowej (a jakże!) instrukcji obsługi nie potrzebowała nigdy.

Kolejna ciekawa teza wyrażona przez Pana Sekretarza: "format "A3" (cała strona gazety) jest wyraźniejszy niż monitor komputera". Z całym szacunkiem Panie Sekretarzu, ale to Pan był jedną z osób, które całkiem niedawno proponowały naszym miejskim radnym służbowe komputerki o przekątnej ekranu około 10 cali, pod warunkiem, że zrzekną się swoich praw do słowa drukowanego. Teraz twierdzi Pan, że słowo drukowane jest lepsze niż komputer. Więc jak to jest naprawdę?

Dalej: "Ponieważ celem planowanych publikacji jest dotarcie z informacją do różnych środowisk i grup społecznych, byłoby rzeczą nieuczciwą ograniczyć krąg odbiorców tylko do osób korzystających z technologii informatycznych". A do jakich osób adresowane są wdrażane projekty e-urząd i e-oświata? Czy nie do osób właśnie korzystających z technologii informatycznych? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś, kto nigdy nie miał komputera, po przeczytaniu materiałów promocyjnych o e-projektach, pójdzie do sklepu i sprawi sobie komputer tylko dlatego, żeby swój wniosek o dowód osobisty przesłać do jakiegoś abstrakcyjnego (dla niego) e-urzędu. Ale może się mylę?

Czytamy dalej: "Sensacyjna teza autora publikacji o wyborze formy papierowej (...) jest pozbawiona sensu, ponieważ Panorama Oleśnicka ma również swoje wydanie internetowe i mogłaby przystąpić do przetargu dla mediów elektronicznych". Po pierwsze: nie do przetargu, a do zapytania cenowego. Po drugie: święta prawda! Swoje wydanie internetowe ma i "Panorama Oleśnicka", i "Oleśniczanin". I MojaOleśnica.pl jest portalem internetowym. Dlaczego więc nałożono odgórne ograniczenia na oferentów, by swoje oferty mogły przedstawić TYLKO wydawnictwa papierowe? Czy naprawdę potrzebny był taki warunek w zapytaniu cenowym w sprawie e-projektów? Czy nie byłby bardziej racjonalnym warunek, by materiały promocyjne ukazały się w prasie drukowanej ORAZ w internecie?

Na koniec parę słów do tych, którzy uważają, że redaktorzy MojejOleśnicy.pl podnieśli cały ten raban z powodu kilku złotych, które umknęły im sprzed nosa. Jak się okazało (tu i tu), całe zamówienie było warte zaledwie kilkaset złotych, naprawdę niedużo, jeśli wziąć pod uwagę format ogłoszenia. Gdyby do mnie zwrócił się Pan Sekretarz z prośbą o umieszczenie materiałów promocyjnych na blogu - zrobiłbym to jeszcze taniej, bo ZA DARMO (nie płacę za tego bloga, ani na nim nie zarabiam; niestety znajduje się on w internecie, który "nie jest tak dostępny jak forma papierowa"). W moim mniemaniu, tu chodziło o ideę. O odpowiednią promocję projektów wdrażanych przez Urząd Miasta, adekwatną do rodzaju tych projektów. "E-projekty", więc "e-promocja". Dla mnie takie połączenie jest bardzo logiczne.

Ale najwyraźniej nie jest logiczne dla urzędników, dla których "nowoczesnym systemem informatycznym" jest już komputer sam w sobie. Z całej tej sprawy wyłania się  wręcz karykaturalny obraz oleśnickiego urzędnika, któremu ktoś kiedyś powiedział, że wszystko, co zaczyna się na "e-" jest nowoczesne. Więc urzędnik ten radę sobie wziął do serca i mimo braku podstawowej wiedzy o e-technologiach, postawił na nowoczesność. I w pogoni za tą "e-nowoczesnością" tak się zatracił, że zapomniał o istnieniu internetu. Może o nie tyle samym istnieniu, co o jego dostępności. Trwając w w swojej błogiej niewiedzy, bez zażenowania wygłasza nieuzasadnione poglądy, które stoją w sprzeczności do wszelkich badań prowadzonych nad internetem i mediami od lat, dość czytelnie obrazujących  dynamiczny rozwój internetu i e-technologii w naszym kraju.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że urzędnik ten pracuje nad projektem, którego celem jest m.in. wykorzystanie internetu do komunikacji urzędu ze społeczeństwem. Jakież moralne katusze musi przeżywać nasz urzędnik na co dzień,, jak bardzo musi on się miotać pomiędzy obowiązkami służbowymi, a własnymi poglądami i strachem przed komputerem?  Poglądami i strachem, które być może wynikają z własnej niewiedzy, być może z braku odpowiedniego przygotowania merytorycznego, a które zostały wyraźnie wyartykułowane przez samego urzędnika: PAPIER JEST ZDECYDOWANIE BARDZIEJ DOSTĘPNY (czytaj: lepszy) NIŻ KOMPUTER! Nie wspominając już o instrukcji obsługi...

1 komentarz:

  1. Brawo!Brawo!Brawo!
    Komentarz zbędny,gratulacje się należą.

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz...