Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetarg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetarg. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 grudnia 2011

P jak podsumowanie. Z przymrużeniem O jak oka...

Koniec roku to czas podsumowań. Takie przeglądy najważniejszych wydarzeń pojawiły się już w oleśnickiej prasie... Pierwsze z nich pojawiło się już w połowie roku. Swoje podsumowanie gdzieś w ratuszowym zaciszu pewnie przygotowuje Pan Jakub Jeżyna. Więc i ja pokuszę się o swoje: bardzo subiektywne i z przymrużeniem oka. Tylko dla osób obdarzonych poczuciem humoru!

A jak Aniołki Burmistrza. W zasadzie Anioły, bo mam tu na myśli obu wiceburmistrzów, a tym jeszcze dużo brakuje do zwiewności i gracji "Aniołków Prezesa". W odróżnieniu do tychże nie mogą pochwalić się bardzo ważnymi atrybutami "Aniołków" (chodzi mi o długie i mniej lub bardziej zgrabne nogi), ale zawsze murem stają za swoim szefem. Jak na anioły przystało, podążają za nim krok w krok, do tego stopnia, że to jeden z nich odpowiada na pytania "Co robił Pan Burmistrz, jak go nie było"?

B jak Breivik. Obok Jasia Fasoli, Misia Uszatka i pułkownika Kadafiego, jeden z "celebrytów", którzy raczyli byli nawiedzić nasze miasto. Nie osobiście - raczej metaforycznie.

C jak CBA. Jedna z plag egipskich, które spadły w tym roku na oleśnicki ratusz w związku ze sprawą citroena (też na C, a jakże!). Ten z kolei stał się przyczyną największego zamieszania w powojennej historii Oleśnicy.

D jak... Święto Miasta, czyli ex-Dni Oleśnicy. Miała być nowa formuła, wyszła popijawa, jak zwykle. Państwo biesiadowało na zamkowym dziedzińcu, a gawiedź na podzamczu przy przyśpiewkach Dody (też na D). Honor uratowała niezawodna Maryla "Małgośka" Rodowicz.

E jak Etyka. Coś, co w Oleśnicy stanowi towar mocno deficytowy. W ferworze walki z nieetycznym zachowaniem "krytyków życia publicznego", o etyce zapomniał sam Przewodniczący Rady Miasta i złamał Regulamin. Najciemniej zawsze pod latarnią...

F jak Fasola. Jan. Celebryta. Vide "B jak Breivik".

G jak Giełda Staroci. Czasem jest, czasem jej nie ma. Miała być elementem strategii promocyjnej miasta. Najwyraźniej poszła w jej ślady, bo ostatecznie chyba jednak jej nie ma...

H jak historia. Jedni o nią walczą, inni walczą z nią. Czasem (czyt.: nieczęsto) dochodzi do współpracy.

I jak Instrukcja do komputera. Zmora spędzająca sen z powiek miejskiego Sekretarza. Przyznać trzeba: niełatwa to lektura. By ułatwić życie Panu Sekretarzowi, mała podpowiedź - komputer zwykle włącza się guzikiem oznaczonym takim oto symbolem:
J jak Jaja. Tak ogólnie - jaja jak berety! A jaja od Bartnika dla Najmana - w szczególności...

K jak Koszęcin. Mityczna kraina opiewana przez jednego z radnych. Niczym Arkadia: kraina miodem i mlekiem płynąca, w której panują wieczne szczęście i sielankowa beztroska. Raj na ziemi!

L jak Lament, czyli narzekanie. Internauci narzekają na władze. Władze na media. Media na władze. Władze na obowiązujące prawo. Prawo nie ma głosu, więc piłeczki nie odbije... Najwygodniej jest narzekać na prawo...

M jak "Mowa Nienawiści". Wiekopomne i prorocze dzieło autorstwa p. Jakuba Jeżyny. Traktat o fundamentalizmie i jego brzemiennych skutkach, w którym autor stawia krytyków w jednym szeregu z zabójcami i szaleńcami. Mój prywatny kandydat do jakiejś nagrody. Jakiejkolwiek...

N jak Netbook. Nowa zabawka naszych radnych. Oficjalnie służy do otrzymywania materiałów na sesje Rady Miejskiej i kontaktów z wyborcami. Nieoficjalnie? Jak mawiał klasyk: "Wszystko tajemnica..."

O jak Obywatelska Inicjatywa Uchwałodawcza. Według Przewodniczącego Rady Miasta, jedno z zagrożeń współczesnej demokracji. Według Fundacji Na Rzecz Rozwoju Demokracji Lokalnej - jeden z mechanizmów demokracji partycypacyjnej. I komu wierzyć?

P jak Przetarg. Urzędnicze życie byłoby dużo prostsze bez przetargów. Ileż to urzędniczych nocy nieprzespanych?! Ileż to urzędniczych włosów powyrywanych?! A i tak, niezmiennie od lat: "kryterium - cena 100%".

R jak Rzecznik. Postać medialna. Na całym świecie rzecznik zwykle szczerze (lub trochę mniej) odpowiada na pytania. Jednak nie w Oleśnicy. Tutaj dziennikarze nie mają lekko. Mogą mówić o szczęściu, gdy Pani Rzecznik oleśnickiego Urzędu Miasta już w drugim zdaniu swojej nieskomplikowanej wypowiedzi nie postraszy ich prokuratorem.

S jak Sarna, Stanowisko (alternatywnie). Sarna to najbardziej tajemnicza postać oleśnickiej sceny politycznej (nie mylić z p. Robertem Sarną, radnym). Pojawiła się niespodziewanie i równie niespodziewanie zniknęła. Jej działalność przyniosła więcej nieszczęść, niż pożytku, a końcowym efektem jej krótkiej kariery politycznej była faktura za naprawę samochodu służbowego. Natomiast stanowisko to ulubiona przez Przewodniczącego Rady Miasta forma walki z nierządem wszelakim i złem tego świata. Dodajmy: walki nierównej! Efekt? Do przewidzenia...

T jak TIWWAL. Kolejna plaga egipsko-oleśnicka. Gorsza od szarańczy firma, która namiętnie wygrywa przetargi i jeszcze namiętniej nagina warunki umowy, czym zdążyła już zaskarbić sobie "sympatię" władz i mieszkańców co najmniej kilku miast i miasteczek, w których wykonywała obiekty sportowe. Oleśnickie władze z dumą mówią, że u nas wojna została wygrana.  

U jak Ulga. Uczucie widoczne na twarzy Pana Burmistrza na grudniowej sesji Rady Miasta, a związane z zakończeniem budowy kompleksu sportowego (vide: T jak TIWWAL). Mieszkańcom Oleśnicy też ulżyło, Panie Burmistrzu. Mi również...

W jak Wojna. Po 66 latach od ostatnich bomb, które spadły na Oleśnicę, w grudniu całe miasto aż huczało od wojny... pierogowej. Na szczęście siła rażenia tego rodzaju broni okazała się niewielka... Aktualnie obaj wrogowie okopali się na swoich pozycjach.

Z jak Zimna Wojna pomiędzy ratuszem a portalem. I chociaż widać drobne oznaki ocieplenia, to do prawdziwej pieriestrojki jest jeszcze daleko. A wystarczy odrobina dobrej woli...

poniedziałek, 31 października 2011

Oleśnickie pod dywan zamiatanie

Październikowa sesja Rady Miasta. Tym razem powstrzymam się od komentarza w sprawie zachowania Pana Burmistrza w trakcie sesji oraz bezpośrednio po niej. W tym temacie padło już wiele wypowiedzi.  Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na jeden z epizodów tejże sesji, który nie może przejść bez echa.

Chodzi o naganne, moim zdaniem, zapytanie radnego (i tu odstąpię od niepisanej zasady niepodawania nazwisk bohaterów) Józefa Stojanowskiego skierowane do Pana Burmistrza:
"Moi wyborcy pytają wprost: czy Urząd Miasta podjął jakieś decyzje, by ten obraz, który przedstawiony jest, powiedzmy sobie, w krzywym zwierciadle, w jakiś sposób wyprostować, bo to jest opinia, która idzie w świat. Puszczenie pierza w powietrze, jest bardzo trudno zebrać. I ludzie w jakiś sposób, tak oceniają: nas, Oleśnicę i nasz Urząd. Czy wobec tego poszło jakieś pismo, aby tą Panią (...) Redaktor w jakiś sposób zdyskryminować? Ona nie ma prawa do takich supozycji, która w tej w sposób jasny i wyraźny wynika!"

Z przykrością stwierdzam, że słowa Pana Stojanowskiego są słowami niegodnymi funkcji radnego. Jak to możliwe, by członek organu samorządowego, którego zadaniem jest m.in. kontrola prac Burmistrza, pytał Pana Burmistrza, czy podjął jakieś działania mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności Redaktor ogólnopolskiej telewizji (użyte przez radnego "zdyskryminowanie" nie jest tu najlepszym określeniem), tylko dlatego, że zrealizowany przez nią materiał przedstawia Oleśnicę w złym świetle?

Zwracam uwagę na fakt, iż Pan Stojanowski nie prosił Pana Burmistrza o wyjaśnienia w sprawie sprawy prowadzonej przez CBA... Nie o stanowisko oleśnickiego Urzędu Miasta w tej sprawie... Ale o to, czy Urząd Miasta zamierza wyciągnąć jakieś konsekwencje względem Pani Redaktor!

Po pierwsze: osobiście nie interpretuję materiału zrealizowanego przez TVN24, jako przedstawiającego Oleśnicę w niekorzystnym świetle; oleśnicki Urząd Miejski - tak; Oleśnicę - niekoniecznie.
Po drugie: czy to znaczyłoby, że według radnego, mieszkańcy Oleśnicy, powiatu oleśnickiego, regionu czy wreszcie Polski nie mają prawa wiedzieć o sytuacji w oleśnickim Urzędzie Miasta i o wizycie agentów CBA w oleśnickim ratuszu? Bo przecież mogą sobie wyciągnąć wnioski i źle pomyśleć o naszym mieście...
Po trzecie: czy według radnego, należało całą sprawę zamieść pod dywan, bo a nuż wieść się po świecie rozniesie i o oleśnickim ratuszu będą baby w Pcimiu Dolnym gadać? Bez urazy dla Pcimia Dolnego oczywiście...
Po czwarte: co według radnego bardziej szkodzi wizerunkowi Oleśnicy: nieprzychylne reportaże o sprawach toczących się w oleśnickim ratuszu, czy same sprawy?
Po piąte: czy media mają wstępnie segregować wiadomości płynące z Oleśnicy i puszczać w eter tylko te dobre i pozytywne? Wtedy niewątpliwie cała Polska się dowie, że mieszkańcy Oleśnicy są szczęśliwi i żyje im się dostatnio... A niewygodne fakty? Lepiej przemilczeć...

środa, 19 października 2011

Cytryna na autopilocie

Dzisiaj na oficjalnej stronie Urzędu Miasta pojawił się enigmatyczny komunikat.

Oto bowiem Urząd Miasta informuje, że "w Strasburgu odbywa się sesja plenarna Kongresu Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy CLRAE. Polski samorząd w tych obradach reprezentuje burmistrz Oleśnicy Jan Bronś" i że jest to ogromne wyróżnienie dla Pana Burmistrza i ogólnie dla całego oleśnickiego samorządu, cieszącego się prestiżem "w środowisku samorządowym".

Bardzo cieszy nas wszystkich to "wyróżnienie" dla Pana Burmistrza, ale dlaczego akurat teraz o tym piszą? Przecież to nie pierwsza (i zapewne nie ostatnia) wizyta Pana Burmistrza w Strasburgu na Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy. Pan Burmistrz jeździł tam już co najmniej kilkukrotnie, poprzednio 22-24 marca bieżącego roku, a jeszcze wcześniej np. 11-15 października 2009 roku, a informacje o tym można znaleźć w publikowanych na stronach Urzędu Miasta informacjach o działalności Pana Burmistrza za dany okres czasu. Więc żadna to nowość...

Czytamy dalej...
Dalej, jakby od niechcenia, podana jest następująca informacja: "Zainteresowanych informujemy, że (...) burmistrz udał się służbowym samochodem na podstawie polecenia wyjazdu (delegacji). Obecnie samochód znajduje się w Strasburgu. Na koniec warto podkreślić, że miasto Oleśnica nie zatrudnia kierowcy. W ten sposób zaoszczędzone tysiące złotych związane z utrzymaniem takiego stanowiska można przeznaczyć na inne cele, takie jak oświata czy służba zdrowia. Z racji faktu, że burmistrz nie korzysta z prywatnego samochodu do celów służbowych, nie pobiera również z tego tytułu ryczałtu pieniężnego".

Zestawienie wiadomości o pobycie Pana Burmistrza na Kongresie w Strasburgu z informacją, że udał się on tam samochodem służbowym i że Pan Burmistrz nie ma kierowcy, co rzekomo przynosi Urzędowi Miasta wymierne korzyści w postaci oszczędności, całkowicie zbiło mnie z tropu. W dodatku ten tytuł: "Citroen w Europie"?!?! CITROEN, NIE BURMISTRZ!!


Ten ciąg myślowy był dla mnie nie do ogarnięcia...
... aż do momentu, w którym przeczytałem ten artykuł i obejrzałem ten reportaż:
http://www.tvn24.pl/12690,1721436,0,1,podejrzany-przetarg-na-sluzbowe-auto,wiadomosc.html

I nagle wszystko stało się jasne... Szkoda, bo myślałem, że Citroen pojechał do Europy na autopilocie (co częściowo wyjaśniałoby również trasę z Krakowa do Oleśnicy przez Ostrów Wlkp.)...

P.S. 1.: Nie wiem, kto pisze teksty umieszczane na OFICJALNEJ stronie UMO, ale na nagrodę Pulitzera jeszcze sobie trochę poczeka :)
P.S. 2.: Do Pulitzera może jeszcze daleko, ale nagrodę dla najlepszego oleśnickiego kabareciarza ów autor ma zapewnioną. Za sam tytuł swojego tekstu :)
P.S. 3.: Zobaczyć reakcję wiceburmistrza i usłyszeć jego odpowiedź na pytanie o służbowy parking Urzędu Miasta - BEZCENNE! :) Pewnie spodziewał się pytania o przyjaźń polsko-rosyjską...
P.S. 4.: Ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości co do Pani Rzecznik? Wzór taktu i kompetencji! Jak na profesjonalistkę przystało, już w drugim zdaniu straszy prokuratorem... :)

Update:
Zainspirowane anonimowym komentarzem:

I jeszcze jeden:

Bez urazy, Panie Wiceburmistrzu i Pani Rzecznik :)

I jeszcze trzy (oczywiście na podstawie informacji i zdjęć umieszczonych na stronie Urzędu Miasta):



Update #2: żeby nie było żadnej wątpliwości - powyższe demotywatory nie mają na celu obrażania kogokolwiek. Chodzi mi przede wszystkim o pokazanie i podkreślenie absurdu całej sytuacji. Amen.

Zbieżne:

czwartek, 13 października 2011

Błogostan Pana Burmistrza

Pan Burmistrz na swojej stronie internetowej (wpis z 2011.10.10), w odpowiedzi na pytanie zadane mu przez jednego z mieszkańców Oleśnicy żywo zainteresowanych wyjaśnieniem sprawy przeciągającej się budowy kompleksu sportowo-rekreacyjnego przy ul. Brzozowej, wciąż trwa w błogim stanie przekonania o nieomylności własnej i podległych mu urzędników, a krytyczne opinie ludzi "niekompetentnych" i "czerpiących wiedzę z gazet i e-maila" go nie obchodzą.

W nawiązaniu do niezależnych opinii przedstawionych na moim blogu, Pan Burmistrz posługuje się mocno przejaskrawionym i bardzo przesadzonym, hipotetycznym przykładem 100-letniej gwarancji. Żadna, nawet najbardziej szanująca się firma budowlana, w żadnym przetargu nie udzieli tak długiej gwarancji na swoje prace. Z bardzo prostej przyczyny: szanse na dotrzymanie tak długiej gwarancji przez jakąkolwiek firmę są czysto hipotetyczne i Pan Burmistrz doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jednak już gwarancja 5- czy 10-letnia byłaby możliwa.
Nie jestem prawnikiem, ale mocno mi się wydaje, że nie jest też prawdą, że w przypadku wcześniejszego ogłoszenia upadłości przez wykonawcę, zamawiający nie może egzekwować swoich praw. Logicznym byłoby, gdyby poszkodowany zleceniodawca mógł dociekać swoich praw wynikających z umowy (w tym również ewentualnego odszkodowania) u syndyka masy upadłościowej, który od momentu ogłoszenia upadłości zarządza majątkiem takiej firmy. Kierując się tokiem myślenia prezentowanym przez Pana Burmistrza, pojęcie gwarancji można by całkowicie wykreślić z polskiego prawa cywilnego, bo przecież równie dobrze można sobie wyobrazić sytuację, w której nierzetelny wykonawca ogłasza upadłość już następnego dnia po realizacji przedmiotu umowy. Czy w takiej sytuacji zleceniodawca również nie mógłby się ubiegać o swoje prawa? Ze słów Pana Burmistrza wyraźnie wynika, że nie. Z zatrwożeniem zapoznałem się z taką opinią Pana Burmistrza. Jest ona o tyle zdumiewająca i niepokojąca, że właśnie jeden z członków konsorcjum realizującego inwestycję przy ul. Brzozowej jest w stanie upadłości.

Dalej czytamy o tym, jak Pan Burmistrz z niewiarygodną pewnością siebie podważa kompetencje jednego z ekspertów, zarzucając mu nieznajomość ustawy Prawo zamówień publicznych. Wydaje mi się, że znakomita większość czytelników mojego bloga prawidłowo zrozumiała słowa eksperta, a jedynie Pan Burmistrz zinterpretował je po swojemu. Wyjęte z kontekstu słowa: "w specyfikacjach istotnych warunków zamówienia trzeba bardziej skoncentrować się na wymaganiach względem oferentów, żeby starać się odsiać mało wiarygodnych" rzeczywiście mogą sugerować, że chodzi o kondycję finansową oferenta. Jednak po przeczytaniu całości wypowiedzi p. Furgalskiego, zrozumiałym jest, że miał on na myśli między innymi okres gwarancyjny. Okres gwarancyjny zwykle dotyczy przedmiotu zamówienia, a nie właściwości wykonawcy, jak sugeruje Pan Burmistrz. Zatem przytoczone sformułowanie nie pozostaje w sprzeczności z ustawą o zamówieniach publicznych. Co więcej - w poprzednim tekście próbowałem udowodnić, posługując się opiniami ekspertów, że przecież długość okresu gwarancyjnego wcale nie musi znajdować się w opisie przedmiotu zamówienia (nie musi być ustalana odgórnie przez zamawiającego), a wręcz może stanowić jedno z kryteriów oceny ofert, a zatem "przedmiot licytacji". Więc gdzie tu sprzeczność z zapisami ustawy o zamówieniach publicznych? Pan Burmistrz najwyraźniej opacznie zrozumiał mój tekst.

Owszem, wielce prawdopodobnym jest, że oferent o niepewnej kondycji finansowej nie będzie w stanie zaoferować konkurencyjnego okresu gwarancyjnego. I na tym cały wic polega. Właśnie takie "odsianie mało wiarygodnych oferentów" z dużym prawdopodobieństwem pozwoliłoby uniknąć niewygodnej sytuacji zaistniałej w naszym mieście. Niestety tego Pan Burmistrz nie potrafi przyjąć do wiadomości. Z góry odrzuca ewentualność stosowania kryterium innego niż cena, jako nieskuteczną lub wręcz korupcjogenną. Ta opinia o nieskuteczności kryteriów innych niż cena bynajmniej nie wynika z przykrych doświadczeń Pana Burmistrza w temacie przetargów, bowiem jeszcze chyba żaden przetarg organizowany przez UMO i rozstrzygnięty, nie posiadał innego kryterium, jak tylko cenowe.

Na koniec Pan Burmistrz, z typowym dla siebie wyczuciem taktu wyraził ubolewanie nad tym, że w tym kontrowersyjnym temacie zabierają głos "osoby, które nie zajmują się na co dzień zawodowo udzielaniem zamówień publicznych, nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności, ani zawodowej, ani publicznej, a swoją wiedzę czerpią z gazet i e-maila", co równie dobrze można odczytać jako "cóż wy, maluczcy, możecie wiedzieć o przetargach?". Tym samym Pan Burmistrz odmawia prawa głosu nam - mieszkańcom Oleśnicy - w tak istotnej dla nas wszystkich sprawie. Pan Burmistrz zastosował tutaj również typowy zabieg socjotechniczny, równie stary jak sama polityka: jeśli komuś brakuje argumentów, to najłatwiej jest przenieść dyskusję na inne tory, najlepiej dyskredytując interlokutora. O ile mojej osobie można zarzucić niekompetencję, bo owszem, z zamówieniami publicznymi mam niewiele wspólnego, a tematem zainteresowałem się, bo dotyczy on miasta, w którym mieszkam ja, moja rodzina i moi przyjaciele. Ale zarzucać brak kompetencji byłemu Prezesowi Urzędu Zamówień Publicznych, p. Tomaszowi Czajkowskiemu, czy niezależnemu ekspertowi z Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR", p. Adrianowi Furgalskiemu - po prostu nie wypada.
Swoje zdanie wyraziłem po zasięgnięciu opinii u tych właśnie ekspertów. Dobry obyczaj nakazywał mi poczekać z publikacją tego tekstu przynajmniej na jedną z tych opinii. Obyczaju tego dochowałem. Jedną opinię otrzymałem mailem, co Panu Burmistrzowi najwyraźniej się nie spodobało. W odpowiedzi przytoczę tylko jedno zdanie z oficjalnej strony Urzędu Miasta: "W dobie wszechobecnej informatyzacji żadna z instytucji zajmujących się dostarczaniem towarów czy usług nie może ignorować faktu potęgi i możliwości jakie daje najnowocześniejsze medium jakim jest Internet".
Drugą opinię znalazłem w gazecie, co również spotkało się z krytyką Pana Burmistrza. Otóż jako ciekawostkę podam tylko, iż Pan Burmistrz najwyraźniej czytuje ten sam dziennik i swoją wiedzę najpewniej czerpie z tego samego, co ja, czasopisma. Wystarczy porównać wypowiedź Pana Burmistrza z 31. sierpnia 2011 r. (od 8. minuty filmu):


z jednym z artykułów opublikowanych w częstochowskim wydaniu "Gazety Wyborczej" pt.: "Basen na Tysiącleciu już pełny wody i... problemów". Różnica między mną, a Panem Burmistrzem jest taka, że ja podaję źródło swoich informacji. Pan Burmistrz najwyraźniej nie musi...

Wielka szkoda, że Pan Burmistrz w swojej wypowiedzi w ogóle nie ustosunkował się do głównego wątku mojego poprzedniego tekstu, mianowicie wprowadzania opinii w błąd. Owo wprowadzenie w błąd miało polegać na uzasadnieniu wyboru ceny, jako jedynego możliwego kryterium oceny ofert i posłużenia się argumentem w postaci stanowiska Rządu RP, zinterpretowanego w niewłaściwy sposób. Tym samym wyraźnie dał do zrozumienia, że w przetargu na roboty budowlane przy kompleksie sportowym nie było innej możliwości, tylko trzeba było zastosować kryterium cenowe.
Tymczasem stanowisko Rządu RP orzeka, że w sytuacji, gdy wszystkie inne parametry przedmiotu zamówienia są szczegółowo opisane w SIWZ, wówczas cena jest rzeczywiście jedynym możliwym kryterium. I to jest rzecz bardziej niż oczywista. Natomiast w przypadku, gdy zapis o okresie gwarancyjnym nie znajduje się w SIWZ, wówczas gwarancja, obok ceny może stanowić takie kryterium. Wynika to bardzo jednoznacznie z zacytowanych przeze mnie wypowiedzi ekspertów. Tymczasem w uzasadnieniu opublikowanym na swojej stronie internetowej, Pan Burmistrz przechodzi nad tym do porządku dziennego, mówiąc, że owszem, możliwe są także inne kryteria, a swoją wypowiedź z dnia 31. sierpnia pozostawia bez komentarza.

Dlatego też należałoby zadać Panu Burmistrzowi pytanie wprost: czy prawdą jest, że 31. sierpnia 2011 roku na sesji Rady Miejskiej wprowadził opinię publiczną w błąd, w niewłaściwy sposób interpretując stanowisko Rządu RP, co mogło sugerować, że żadne inne kryterium, poza cenowym, nie mogło znaleźć zastosowania w przypadku przetargu na budowę kompleksu sportowego przy ul. Brzozowej?

W wypowiedzi Pana Burmistrza zawarta jest jedna pozytywna informacja: "wykonawca zgłosił już obiekt do odbioru Straży pożarnej i w Sanepidzie celem uzyskania opinii odnośnie pozwolenia na jego użytkowanie". Zatem jest szansa, że kompleks sportowy przy Brzozowej zostanie udostępniony mieszkańcom Oleśnicy. Najpóźniej przed kolejnymi wyborami samorządowymi...


Zbieżne:

poniedziałek, 26 września 2011

Prawda ratusza, a prawda obiektywna

Długo zwlekałem z tym tekstem. Mniej więcej od miesiąca, cały czas ten temat chodził mi po głowie. Prawda? Czy nie prawda? Kto ma rację? Biłem się z wątpliwościami. Nie chciałem strzelać w ciemno, więc postanowiłem zasięgnąć opinii. Opinia przyszła dzisiaj.
Ostrzegam: będzie długo, nudno i nieprzyjemnie! No może nie do końca nudno, bo będą zwroty akcji.

Prawie dokładnie miesiąc temu byłem świadkiem spektaklu:

Oto radny Rady Miasta z ramienia Porozumienia Samorządowego 2002 (a jakże!!!), jako pierwszy zabiera głos w dyskusji na temat wykonania budżetu miasta w pierwszym półroczu roku bieżącego. I od razu zadaje "najtrudniejsze" pytanie, coś w rodzaju: "Panie Burmistrzu, jak to jest z tym kompleksem sportowym?". 
Pan Burmistrz dokładnie takiego pytania oczekiwał - był świetnie przygotowany! Odpowiadał koncertowo! Rzucał przykładami jak z rękawa! Wśród paragrafów i liczb poruszał się jak ryba w wodzie! Od czasu do czasu posługiwał się co prawda materiałami na kartkach, ale to wszystko wyglądało bardzo naturalnie. Cytował nawet przyjęte kilka dni wcześniej stanowisko Rządu, "które odrzuca, negatywnie opiniuje (...) zmiany (w projekcie ustawy o zamówieniach publicznych: przypis mój) dotyczące stosowania innych kryteriów niż cena". Dalej było już tylko utyskiwanie na Ustawę o Zamówieniach Publicznych, przykłady z innych miast mających takie same i rzekomo nawet większe problemy niż Oleśnica.

Obszerną, prawie półgodzinną relację z tego przedstawienia można obejrzeć tutaj:


Dzięki temu przedstawieniu, do opinii publicznej trafił przekaz: "Zrobiliśmy wszystko, żeby wykluczyć nierzetelnego wykonawcę z przetargu. Nie udało się. Teraz mamy problemy. To nie nasza wina, ale  winna jest ustawa, która jest beznadziejna! Patrzcie: nawet sam Rząd i sam Urząd Zamówień Publicznych podzielają naszą opinię! Więc dlaczego, do jasnej Anielki, wszyscy się czepiacie?!?!"

W trakcie wystąpienia Pana Burmistrza, bez trudu odnalazłem stanowisko rządu, na które się powoływał (polecam:  od 4 minuty 31 sekundy filmu). Zacząłem je czytać. Próbowałem zrozumieć ten urzędniczy bełkot. A najbardziej zaintrygowały mnie słowa: "w sytuacji gdy zamawiający dokonuje szczegółowego opisu przedmiotu zamówienia i precyzyjnie określa zarówno termin wykonania zamówienia, warunki gwarancji, parametry techniczne i jakościowe, określanie dodatkowego, poza ceną, kryterium oceny ofert, jest bezprzedmiotowe – albowiem kwestie te są bezwzględnie wymagane od ka dego z wykonawców przystępujących do postepowania o udzielenie zamówienia. Tym samym w przedstawionej sytuacji jedynym kryterium powinna być cena".
Przeczytałem raz... Drugi... Trzeci... No w sumie logiczne! Tak logiczne i tak oczywiste, że aż żenujące! Skoro w specyfikacji warunków zamówienia znajduje się WSZYSTKO, POZA CENĄ, to trudno wymagać, by kryterium oceny ofert stanowiło cokolwiek innego niż cena! No bo co innego? Kolor koperty? Bez sensu!

A gdyby tak okres gwarancyjny umieścić nie w opisie dotyczącym przedmiotu zamówienia, który jest jednakowy dla wszystkich oferentów, ale właśnie wśród kryteriów oceny ofert? Wówczas oferenci mogliby się licytować na długość okresu gwarancyjnego i oczywiście korzystniejsze byłyby te oferty, które zawierałyby dłuższy okres gwarancyjny. Jednak w dalszym ciągu trapiły mnie wątpliwości: może się nie da? Może to jest niemożliwe w przypadku zamówień na roboty budowlane? Tak przynajmniej mogło wynikać ze słów Pana Burmistrza.

Jako człowiek dociekliwy, postanowiłem poradzić się ekspertów. Wysłałem zapytania z dokładnym i obiektywnym opisem całej sprawy do dwóch znawców tematu: do p. Tomasza Czajkowskiego, byłego prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, obecnie redaktora naczelnego czasopisma "Zamówienia Publiczne Doradca", oraz do p. Adriana Furgalskiego, niezależnego eksperta, członka Zespołu Doradców Gospodarczych 'TOR'.

Pierwszy z ekspertów nie odpowiedział na maila. Ale wydaje mi się, że wystarczającą odpowiedź na moje pytanie znalazłem w jednym z wywiadów udzielonych przez niego Gazecie Wyborczej (wywiad opublikowany w dniu 13. czerwca 2011):
"W ubiegłym roku cena była jedynym kryterium w 95 proc. przetargów budowlanych! Dlaczego organizujący je urzędnicy tak rzadko sięgają po inne kryteria, np. długość okresu gwarancji? Przyczyn może być wiele, ale według mnie najczęstszą jest asekurancki stosunek zamawiających. Boją się, że jeśli wybiorą ofertę nie najtańszą, w jakimś sensie staną się nie tyle podejrzani, co (...) zainteresuje się nimi np. Centralne Biuro Antykorupcyjne. (...) Kiedyś zapytałem o to kilku samorządowców. Za każdym razem odpowiedź była mniej więcej taka: gdybym wybrał drugą czy trzecią w kolejności cenową ofertę, to musiałbym się gęsto tłumaczyć kontrolerom z Regionalnej Izby Obrachunkowej. A istniałoby też duże prawdopodobieństwo, że pójdzie jakaś notatka do CBA. Na co mi te problemy".
I dalej:
"(...) przede wszystkim zamawiający muszą zrozumieć, że stosując wyłącznie kryterium cenowe, strzelają sobie w kolano. Utarło się w naszym kraju - według mnie - szkodliwe przekonanie, że kto kupuje najtaniej, ten jest gospodarny, postępuje dokładnie wedle tego, co mówi ustawa o finansach publicznych. I w związku z tym zasługuje na uznanie i pochwałę".

Drugi z ekspertów, p. Adrian Furgalski przysłał mi dziś taką oto odpowiedź:
"Jeśli podstawowe pytanie brzmi, czy w przetargu należało oprócz kryterium ceny umieścić np. kryterium gwarancji, to odpowiedzi sam Pan sobie udzielił :) Dzisiaj tak konstruowane są wszystkie przetargi na budowy dróg przez Państwo: cena, okres gwarancji i czasami zaczyna teraz być stosowany okres realizacji budowy. Tak więc, nic oczywiście nie zobowiązuje zamawiającego do nadania cenie wagi 100%. W SIWZ trzeba bardziej skoncentrować się na wymaganiach względem oferentów, żeby starać się odsiać mało wiarygodnych. A w ofertach można pograć wówczas nie tylko ceną. W Sejmie nowej kadencji mam nadzieję będzie nowela ustawy pzp i ocena techniczna potencjalnego wykonawcy stanie się pierwszym etapem każdego przetargu na roboty budowlane".

W tym momencie wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane!
Niestety, w świetle powyższych wypowiedzi ekspertów, należy stwierdzić, że Pan Burmistrz wprowadził opinię publiczną w błąd! Nigdzie, absolutnie nigdzie nie istnieje wymóg określania ceny, jako JEDYNEGO kryterium wyboru najkorzystniejszej oferty! Wręcz przeciwnie: według słów p. Furgalskiego, inne kryteria - dotyczące tylko i wyłącznie przedmiotu zamówienia - POWINNY być stosowane, by "odsiać" nierzetelnych wykonawców. Niestety Pan Burmistrz z tej okazji nie skorzystał, zastosował jedynie słuszne kryterium, przez co mamy w Oleśnicy taką, a nie inną sytuację... Sytuację, z którą Pan Burmistrz poradzić sobie nie potrafi i której końca nie widać...

Osobiście bardziej skłonny jestem zaufać niezależnym ekspertom, niż uwierzyć w tłumaczenia Pana Burmistrza i jego zapewnienia, zrobił wszystko, by wykluczyć nierzetelnego wykonawcę z przetargu. W tym przypadku, opinia obiektywnego eksperta bierze górę nad "wiedzą i doświadczeniem" Pana Burmistrza.

Wszystko wskazuje na to, że Pan Burmistrz na swój sposób zinterpretował stanowisko Rządu, tylko po to, by wybielić się w oczach opinii publicznej. Jestem w stanie tolerować różne wpadki Pana Burmistrza... Ale naginanie faktów i wprowadzanie opinii publicznej w błąd nie przystoi osobie na tak eksponowanym stanowisku...

A może właśnie taka jest władza? Propaganda sukcesu i przekonanie o własnej nieomylności?

PS. Osobom zainteresowanym mogę udostępnić pełną treść korespondencji z p. Adrianem Furgalskim. Mój adres mailowy: siedlaq@gmail.com.


Zbieżne:

czwartek, 28 lipca 2011

Żelaznej konsekwencji ciąg dalszy

Całkiem niedawno pisałem o żelaznej konsekwencji w działaniach Pana Burmistrza Oleśnicy. I właśnie Urząd Miasta Oleśnicy podał nam - mieszkańcom - kolejny jej przykład. Niemalże wzorcowy!

Temat komputerów dla miejskich radnych pojawił się w styczniu, na pierwszej tegorocznej sesji Rady Miasta. Wtedy to Pan Burmistrz wystąpił z ofertą (co tu dużo mówić: nie do odrzucenia), by "naszym" reprezentantom "użyczyć" służbowe komputerki. W pierwszej chwili zdezorientowani radni nie bardzo wiedzieli jak zareagować (co dokładnie słychać na zapisie audio ze styczniowej sesji, od 121 minuty 20 sekundy). Zaprawdę wielkie było ich zdziwienie, jednak po ochłonięciu i przetrawieniu nadmiaru informacji zgłosiło się 17 radnych (ostatecznie 18).

Na kolejnej sesji Sekretarz Miasta autorytatywnie udowadniał, że zakup takich komputerków to realna oszczędność dla miasta. Potem Pan Burmistrz pisał, że będzie to świetna promocja Oleśnicy "jako miasta nowoczesnego jako miasta nowoczesnego, korzystającego z innowacyjnych systemów informatycznych" (hehe...).

W międzyczasie Pan Burmistrz zdążył się obrazić na internautów. Pan Sekretarz przyznał się publicznie, że niezbyt dobrze radzi sobie z instrukcją obsługi komputera. Później sprawa nieco przycichła... O netbookach nikt nie wspominał. Sprawa zaczęła wyglądać tak, jakby Pan Burmistrz o niej zapomniał.
Ale nie! To nie byłoby w stylu NASZEGO Pana Burmistrza! To przecież zachwiałoby jego wizerunkiem władcy stanowczego i konsekwentnego. Pan Burmistrz jedynie na jakiś czas uśpił czujność krytyki, bo oto kilka dni temu Urząd Miasta ogłosił przetarg na zakup "Netbooków dla Miasta Oleśnicy".

No i jak tu nie kochać Pana Burmistrza?!? Nie dość, że jego konsekwencja stanowi wzór dla innych polityków... Nie dość, że broni Oleśniczan przed złym smokiem (nie do końca przed tym, co powinien, ale zawsze!)... To jeszcze nam - podwładnym - funduje komputery! Ma facet gest! Co prawda tych szczęśliwców będzie tylko 18 i będą to osoby z grona powszechnie określanego mianem "burmistrzowych potakiwaczy"... Ale liczy się TEN GEST! Co więcej: za jakieś 4-5 lat każdy z nas będzie mógł wykupić te komputerki za jakąś symboliczną kwotę i będzie mógł powiedzieć: "Mam teraz komputer, z którego korzystał radny-fryzjer-wykładowca!" albo "Mam w domu pamiątkę po pierwszym informatyku Oleśnicy!". Świetna sprawa!!! A jaka promocja Oleśnicy!!!

Niestety na tym kryształowym obrazie Pana Burmistrza jako władcy konsekwentnego, o światłym umyśle, pojawia się pewna maleńka rysa... Chodzi o warunki tego przetargu... Konkretnie o wybór najlepszej oferty... Otóż w tym przetargu, to nie cena jest kryterium decydującym! Jest to bodajże pierwszy (no chyba, że się mylę), historyczny przetarg organizowany przez Urząd Miasta Oleśnicy, w którym pojawiają się kryteria inne niż cena. I tu niestety mamy mały przykład braku konsekwencji... A może jest to swoisty eksperyment Pana Burmistrza i Pana Sekretarza? Zaprawdę, niezbadane są ich wyroki...

W każdym bądź razie z niecierpliwością czekamy teraz na przetarg na szkolenie dla "szczęśliwej 18" pt.: "Komputer jak wygląda - każdy widzi! Ale do czego służy i jak go włączyć?".

Zbieżne:

wtorek, 12 lipca 2011

Grunt to konsekwencja...

Konsekwencja to domena zwycięzców. To cecha wielce pożądana u ludzi sukcesu. Bo właśnie dzięki wytrwałemu dążeniu do celu mogą ten sukces osiągnąć. A Burmistrzowi Oleśnicy braku konsekwencji w żadnym wypadku zarzucić nie można. Poniżej kilka przykładów.

Przykład pierwszy: kilka lat temu Pan Burmistrz powiedział: "Zbudujemy obwodnicę Oleśnicy!" I co? Upór i konsekwencja Pana Burmistrza doprowadziły do tego, że obwodnicy zazdrościli nam wrocławianie! I tu brawa dla Pana Burmistrza! Szczere!

Przykład drugi: Burmistrz powiedział: "Zbudujemy w Oleśnicy basen kryty! Może nawet aquapark!" No i co? Jeszcze kilka lat temu wrocławianie mogli jedynie pomarzyć o kąpieli w aquaparku we Wrocławiu, więc przyjeżdżali do Oleśnicy. Co prawda nigdy żadne zawody pływackie rangi mistrzowskiej w "Atolu" raczej się nie odbędą, ale jak Pan Burmistrz obiecał - tak zrobił!

Przykład trzeci: Pan Burmistrz stwierdził: "Przecież nie może być tak, żeby tak nowoczesne miasto, jak Oleśnica, z takimi ambicjami, nie miało hali sportowej z prawdziwego zdarzenia!" Jak powiedział - tak zrobił! Co prawda tzw. "wielkiego sportu" w Oleśnickim MOKiS-ie jeszcze długo nie zobaczymy, ale za to można tam zrobić całkiem sporą studniówkę!

Przykład czwarty: Pan Burmistrz powiedział: "Oleśnica będzie miała kompleks sportowo-rekreacyjny!" Ludzie się wątpili, zastanawiali się, czy Oleśnicę stać na taką inwestycję... I co? I tylko dzięki żelaznej konsekwencji Pana Burmistrza Oleśnica... BĘDZIE MIAŁA kompleks sportowo rekreacyjny! Kiedyś... Może...

Przykład piąty: pewnego razu Pana Burmistrza olśniło: "Przecież na całym świecie są płatne parkingi. Dlaczego Oleśnica miałaby być inna?" Wahał się, zastanawiał, kalkulował... Wyszło mu, że jednak Oleśnica MUSI MIEĆ płatne parkingi. I pomimo sprzeciwu dużej grupy mieszkańców - konsekwentnie sporządził odpowiednią uchwałę i konsekwentnie poddał ją pod głosowanie, a wierna mu Rada Miasta ją przyklepała. Już niedługo, dzięki konsekwencji Pana Burmistrza w centrum miasta pojawią się parkomaty...

Przykład szósty: Pan Burmistrz konsekwentnie wspiera swoją postawą działania Pani Dyrektor MOKiS-u. Pomimo tego, że w obszarze sportu radzi ona sobie "lekko półśrednio", to najpierw oddał jej w zarząd stadion przy Brzozowej, a później doprowadził do zmiany statutu MOKiS-u, dzięki czemu Pani Dyrektor, pomimo swojej nieporadności w dziedzinie sportu - posiadła jeszcze większe kompetencje niż miała. Tym samym Pan Burmistrz jak lew broni rozdziału sportu od kultury. Konsekwentnie!

Przykład siódmy: Pan Burmistrz jest wierny jednej marce samochodów. Jego poprzednim samochodem służbowym była "cytrynka". Spodobała mu się chyba na tyle, że Urząd Miasta Oleśnicy tak szczegółowo rozpisał przetarg na nowy samochód służbowy, by wygrała oczywiście "cytrynka". W efekcie Pan Burmistrz znów jeździ "cytrynką", tylko nowszą. Konsekwentnie!

Przykład ósmy (najświeższy): skoro już jesteśmy przy samochodach, to w życiu, powiedzmy, nieco mniej publicznym, Pan Burmistrz również wykazuje się żelazną konsekwencją. Jak parkował swoją "cytrynką" w miejscach zabronionych prawem, tak parkuje. Na nic upomnienia, na nic oburzenie opinii publicznej... Grunt to konsekwencja! A żeby było śmieszniej, to Straż Miejska (powołana przecież do utrzymywania porządku) równie konsekwentnie go upomina. Słownie. Z powodów rzekomo objętych tajemnicą służbową. Ciekaw jestem wyniku tego dość niezwykłego pojedynku na wytrwałość i konsekwencję. Kto odpuści? Czy Straż Miejska, w końcu upominając Pana Burmistrza mandatem? Czy może Pan Burmistrz zaskoczy wszystkich i zacznie parkować, jak na Pana Burmistrza przystało?
Ale wówczas przestanie być konsekwentny...

Póki co, żelaznej konsekwencji Panu Burmistrzowi pozazdrościć mogą politycy większego formatu. Weźmy na przykład takiego Premiera. Pan Premier kiedyś mówił, że Polska będzie drugą Irlandią! Dzisiaj myśli sobie w duchu "Tylko nie Irlandia!" Po drugiej stronie barykady też znajdziemy dobre przykłady: Pan Prezes Kaczyński kiedyś mówił o internautach, że tylko "siedzą przed komputerem, oglądają filmiki, pornografię i pociągają butelki z piwem". Jednak od jakiegoś czasu sam prowadzi bloga (ciekaw jestem, czy pociąga piwko i ogląda sprośne filmiki), a jego partia, owoc jego życia, zapowiada intensywną kampanię wyborczą w internecie. Obu Panom zdecydowanie brakuje konsekwencji. Uczyć się jej powinni od Burmistrza Oleśnicy, niedużego miasta na Dolnym Śląsku, który jest mistrzem w dziedzinie konsekwencji.

PS. Podałem tutaj zaledwie kilka przykładów konsekwencji w działaniach Pana Burmistrza. Jest ich duuuuuużo więcej. Prawda?

Zbieżne:

czwartek, 14 kwietnia 2011

Sprawa ronda ma drugie dno?

W uzupełnieniu do ostatniego wpisu dotyczącego pechowej budowy nieszczęsnego ronda...

Przypomnę tylko, że wczoraj, w rozmowie z Panoramą Oleśnicką pan dyrektor Sekcji Dróg Miejskich powiedział: "To, że nawierzchnia źle wyszła, wynika też z presji wywieranej na termin wykonania. Te warunki, które były, okazały się jeszcze nie do końca odpowiednie. Było jeszcze za zimno na układanie tej nawierzchni. Wykonawca, chcąc wyjść naprzeciwko oczekiwaniom, chyba się trochę pospieszył". Załóżmy, że przyjmujemy tę argumentację: faktycznie w marcu/kwietniu mimo, że temperatura w ciągu dnia była bardzo wiosenna, to nocami rzeczywiście spadała do niskich wartości. Ale idąc tym tropem, należy zadać panu dyrektorowi SDM pytanie: skoro w kwietniu, mimo że było ciepło, to było za zimno, to dlaczego ktoś z Pańskich pracowników, jako termin zakończenia budowy tego ronda ustalił na 10. grudnia, gdy zazwyczaj jest jeszcze zimniej niż w kwietniu? Domyślam się, że termin ten nie był "pierwszym lepszym" terminem, ale terminem uzgodnionym z szerszą liczbą osób, pracowników SDM odpowiedzialnych za ten przetarg. Domyślam się, że termin ten konsultowano z profesjonalistami z branży drogowej. Zadziwiające jest to, że wtedy jakoś nikt nie krzyczał, że przecież może być za zimno na przygotowanie materiału na tzw. warstwę ścieralną... Dlatego wysuwanie takich argumentów w kwietniu, mając w pamięci pierwotny termin zakończenia prac na grudzień - jest cokolwiek... NIEPROFESJONALNE.

Idźmy dalej tym tropem. Dlaczego rozpoczęcia prac budowlanych nie zaplanowano na przykład na marzec nowego roku? Wówczas zima nie zaskoczyłaby ekipy budowlanej, "specjalistów" z Sekcji Dróg Miejskich ani zwykłych urzędników od papierkowej roboty. Warunki pogodowe byłyby zdecydowanie korzystniejsze. Istniałaby duża szansa, że wszelkie prace drogowe zakończyłyby się w terminie, być może w czerwcu/lipcu. Nikt nie wywierałby żadnej presji na wykonawcę. Szczęśliwy byłby wykonawca, szczęśliwi byliby mieszkańcy, handlowcy i kierowcy. Nikt nie narzekałby na przeciągające się prace budowlane i związane z nimi uciążliwe objazdy.

No więc właśnie... Dlaczego?

Warto spojrzeć na kalendarz wyborczy. Wybory samorządowe były zaplanowane na 21. listopada. Ewentualna (jak się później okazało - niepotrzebna) druga tura wyborów na burmistrza miała się odbyć 5. grudnia. Można się tylko domyślać kto miał interes w tym, by prace rozpocząć jak najwcześniej, nie zważając na późniejsze problemy temperaturowo-pogodowe. Najprawdopodobniej ktoś próbował coś na tym ugrać, a ktoś inny zachował się skrajnie nieprofesjonalnie i nieodpowiedzialnie i mu uległ, godząc się na takie, a nie inne terminy. Ktoś chciał mieszkańcom Oleśnicy coś udowodnić na siłę.

BARDZO, ale to BARDZO CHCIAŁBYM SIĘ MYLIĆ!
 
Ale w naszym kraju już tak jest, że okres wyborczy to czas cudów i obietnic rzucanych na wiatr... Tu minister przyjedzie otworzyć kawałek obwodnicy, po to tylko, żeby kolejny kawałek tej samej obwodnicy mógł otworzyć kolejny minister przy okazji kolejnych wyborów. Tam poseł otworzy dworzec kolejowy, a jeszcze gdzie indziej jeszcze inna "gruba ryba" przetnie wstęgę z jeszcze innej okazji... A nas, wyborców, czeka powrót do szarej, smutnej rzeczywistości, w której nic nie dzieje się tak, jak powinno. I tak do następnych wyborów...

środa, 23 lutego 2011

Burmistrz odpowiada...

W dzisiejszej prasie oleśnickiej oraz na portalu MojaOlesnica.pl pojawiła się odpowiedź Burmistrza na mój list otwarty, za którą bardzo serdecznie dziękuję. Już niedługo, w osobny wątku ustosunkuję się do słów pana Burmistrza. Oto treść odpowiedzi:

Odnosząc się do listu p. Damiana Siedleckiego zawierającego krytykę planów i już zrealizowanych działań Rady Miasta wygłoszonych na sesji w dn. 26.01. br., oznajmiam, co następuje:

W sprawie propozycji zakupu służbowych notebooków dla radnych, uważam, iż jest to pomysł jak najbardziej racjonalny, mający uzasadnienie zarówno ekonomiczne jak i pragmatyczne. Po pierwsze, biorąc pod uwagę przynajmniej czteroletnią eksploatację tych urządzeń, koszty ich zakupu będą znacznie mniejsze, aniżeli rozdysponowywanie w tym okresie materiałów dla radnych w formie tradycyjnej (koszt papieru, tonerów, energii; czas pracy urzędników, gońca itd.). Po drugie, dzięki służbowym komputerom, radni uzyskają bezpośredni dostęp do systemów informacyjnych UM, co umożliwi efektywniejszą komunikację i efektywność bez angażowania pracowników Urzędu. Po trzecie, sprzęt ten pełnić może funkcje promocyjne – kreowania wizerunku Oleśnicy jako miasta nowoczesnego, korzystającego z innowacyjnych systemów informatycznych. Po czwarte wreszcie, umożliwi to bezpośrednią, nieograniczoną co do miejsca i czasu komunikację radnych z wyborcami (warto przy okazji nadmienić, że nie wszyscy radni dysponują tego typu sprzętem).

W sprawie zakupu nowego samochodu dla Urzędu Miasta, przede wszystkim należy stwierdzić, że transakcja przeprowadzona została zgodnie z prawem, tj. z ustawą o zamówieniach publicznych. W sporządzonej specyfikacji przetargowej kierowaliśmy się racjonalnymi przesłankami: bezpieczeństwem, funkcjonalnością i, przede wszystkim, ceną. Zarzut, iż specyfikacja sugerowała określoną markę jest całkowicie nieuzasadniony: przedstawione warunki spełnia co najmniej kilka modeli dostępnych na rynku. Zakupiony samochód jest wśród tychże modeli najmniej luksusowy i prestiżowy (i jednocześnie najtańszy), za to jeśli chodzi o właściwości – porównywalny. Dla porządku dodam tylko, że orzeczenia organów nadzorczych są w tej kwestii jednoznaczne: stwierdzają, że wymogi ustawy zostały całkowicie spełnione, zachowana została zasada konkurencyjności. Na marginesie dodam, iż z opublikowanego przez p. Siedleckiego tekstu wynika, że nie zapoznał się on raczej z treścią ustawy o zamówieniach publicznych i procedurami przetargowymi obowiązującymi w UM Oleśnica, co w efekcie zaowocowała chybioną, krytyczną argumentacją.

Burmistrz Oleśnicy
Jan Bronś

środa, 16 lutego 2011

List otwarty do Burmistrza

Szanowny Panie Burmistrzu,

W ciągu ostatnich kilku tygodni dochodzą do nas  – mieszkańców Oleśnicy – lekko niepokojące informacje dotyczące planowanych wydatków z budżetu miasta, które miałyby zostać spożytkowane na komputery dla miejskich radnych oraz na nowy samochód dla urzędu. Myślę, że wszyscy mieszkańcy naszego miasta, kierując się troską o nasze miasto i stan jego finansów oraz mając na uwadze praworządność, która powinna przyświecać wszystkim Pana działaniom, chcieliby poznać powody podejmowanych przez Pana i Urząd Miasta decyzji.
I tak na przykład: czym konkretnie kierował się Pan przedstawiając radnym na IV sesji Rady Miasta (w dniu 25. stycznia br.) propozycję zakupu przez Urząd Miasta służbowych komputerów? Oczywiście, żyjemy w XXI wieku; przestał być luksusem, a coraz częściej staje się narzędziem pracy. Myślę jednak, że wszyscy chcielibyśmy poznać prawdziwe motywy Pańskiej propozycji. Jeśli były to względy ekologiczne (zużycie papieru), to pragnąłbym zauważyć, że sprzęt elektroniczny również należy utylizować w odpowiedni sposób; poza tym komputery przenośne są wyposażone w baterie, które również mogą szkodzić, jeśli nie będą w odpowiedni sposób składowane. A jak sam Pan powiedział na tej samej sesji: „po 4 latach to się praktycznie zużywa”. Domyślam się, że aspekt ekologiczny nie był najważniejszy. Być może kierował się Pan pobudkami ekonomicznymi (rzekomo koszt jednego notebooka byłby porównywalny z kosztem przygotowania zestawu materiałów dla jednego radnego w postaci drukowanej na wszystkie sesje RM w 4-letniej kadencji). W tym przypadku jako kontrargument można podać, iż zdecydowanie najtańszym rozwiązaniem jest rozdawanie radnym materiałów na nośnikach elektronicznych (CD, DVD), z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjmując, że radni (ci najbardziej zainteresowani tematem) są już w posiadaniu prywatnych komputerów (bardzo dobry przykład dał radny Karasek). A nawet jeśli jeszcze ich jeszcze nie mają, to przecież celem diety jest, między innymi, pokrycie innych wydatków związanych z wykonywanym mandatem, jak rachunki telefoniczne czy zakup materiałów biurowych. Wydaje mi się, że służbowy komputer mieści się w tej definicji.
Drugim, dość ważkim tematem jest przetarg ogłoszony przez Urząd Miasta na zakup samochodu osobowego (nr sprawy: ZP/PN/1/2011). Tutaj pragnąłbym zwrócić uwagę, że mojej wątpliwości nie budzi sam fakt zakupu samochodu (aczkolwiek bardzo rażące jest to, że przetarg ten został rozpisany w zaledwie 2 miesiące po wyborach – czy w naszym mieście nie ma pilniejszych wydatków?), ale niektóre zapisy w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ). Prawo o zamówieniach publicznych w Art. 29. pkt. 2. mówi, że „przedmiotu zamówienia nie można opisywać w sposób, który mógłby utrudniać uczciwą konkurencję”. I tak na przykład zapis w SIWZ mówiący o tym, że samochód powinien być wyposażony w „radar parkowania przodem i tyłem”. Wystarczy podstawowa umiejętność posługiwania się wyszukiwarkami internetowymi, by się przekonać, że termin „radar parkowania” dość jednoznacznie kojarzony jest z jedną, konkretną francuską marką samochodów. Jeśli dodać do tego zapis o „zawieszeniu automatycznie dostosowującym się do prędkości jazdy poprawiając jej bezpieczeństwo z możliwością zmiany prześwitu pojazdu w zależności od warunków drogowych”, który już zupełnie ograniczył możliwość wyboru do tej jednej, konkretnej marki, wówczas zachodzi podejrzenie, że warunki postawione przed oferentami stoją w sprzeczności ze wspomnianym artykułem ustawy. Znamienny jest fakt, że do urzędu wpłynęły dwie oferty i obie dotyczyły samochodów tej właśnie marki. To nie może być przypadek.
Jeszcze kilka miesięcy temu szedł Pan do wyborów pod hasłem „Oleśnica miastem marzeń i możliwości”. W swoim programie przedstawiał Pan zupełnie inne priorytety niż wyposażenie radnych w nowe, wcale nie niezbędne zabawki czy zakup nowego samochodu służbowego na własne potrzeby. Bardzo rażący jest fakt, iż właśnie takimi sprawami zajmuje się kierowany przez Pana Urząd Miasta i Rada Miasta od samego początku kadencji. A co z remontami, z rewitalizacją? Co ze strefą aktywności gospodarczej? W dalszym ciągu niejasna jest sprawa niedokończonej budowy kompleksu sportowo-rekreacyjnego przy ul. Brzozowej (zrzucanie winy na karb źle napisanej ustawy nie jest zbyt profesjonalne), przeciągającej się budowy rondo przy ul. Daszyńskiego (tutaj, według Pana dotychczasowych wyjaśnień zawiniła matka natura). Dla nas – byłych, obecnych i niedoszłych Pana wyborców – dużo istotniejszym tematem, wymagającym natychmiastowej reakcji jest stan dróg w Oleśnicy niż nowe gadżety dla urzędników i rajców miejskich. Zachodzą zatem przesłanki, że priorytety „naszych” włodarzy dość szybko rozminęły się z priorytetami naszymi – wyborców. Mam nadzieję, że stanie Pan na wysokości zadania i udzieli Pan merytorycznych wyjaśnień powyższych wątpliwości, przywracając nam tym samym wiarę w trafność demokratycznego wyboru dokonanego 21. listopada ubiegłego roku.

                                                             Z poważaniem

                                                             Damian Siedlecki
                                                       Stowarzyszenie Dla Oleśnicy

czwartek, 3 lutego 2011

Miało być optymistycznie...

Po ostatnim wpisie pomyślałem sobie - przydałoby się napisać o czymś optymistycznym, dobrym, bo w końcu dobre rzeczy też się dzieją w naszym mieście! No i wyszło mi, że na piszę o dobrym... humorze naszego burmistrza.

Starałem się bardzo! Wiem, że np. krwiodawstwo jest mocną stroną naszej lokalnej społeczności; akcje charytatywne również. Ale to są sprawy tak oczywiste, jak oczywisty jest śnieg w zimie (przynajmniej dla większości z nas). Ale ratuszowe tematy same się nasuwają...

Zatem, jeśli chodzi o dobry humor naszego burmistrza, to ma się on jak najlepiej! Doskonały przykład mamy w jednym z artykułów w najnowszym (z 2. lutego br) numerze Panoramy Oleśnickiej:
- Mamy w Oleśnicy obecnie bezrobocie na poziomie 6,9% - tłumaczy burmistrz. - Taki poziom bezrobocia tłumu inwestorów do nas nie przyciągnie. Jeśli na danym obszarze nie wynosi on powyżej 15%, to inwestor najczęściej nie jest zainteresowany rozmowami na temat lokalizacji jego firmy. Poziom bezrobocia jest u nas za mały [aby było to zadanie szybkie i łatwe], za co przepraszam - ironizował [...].
 ...czyli w telegraficznym skrócie: dlaczego jest tak źle? Bo jest za dobrze. A kiedy będzie lepiej? Jak będzie gorzej! Ale nie to jest w tej wypowiedzi najważniejsze... Najważniejszy jest niewybredny żart samorządowca z 20-letnim doświadczeniem; człowieka któremu leżą na sercu potrzeby lokalnej społeczności, problemy biedy i bezrobocia (zwłaszcza w trakcie wszelkich kampanii wyborczych). Panie Burmistrzu! Z całym szacunkiem, ale było to cokolwiek niesmaczne...

Kolejny przejaw dobrego humoru i jeszcze lepszego samopoczucia naszego gospodarza mamy w przetargu ogłoszonym właśnie przez Urząd Miasta na zakup samochodu osobowego dla Urzędu Miasta Oleśnicy, czyli de facto na samochód służbowy dla burmistrza. Przetarg jak przetarg, nic ciekawego dla zwykłego zjadacza chleba. Ale jest jeden ciekawy szczegół, który świadczy o dobrym humorze Pana Burmistrza. Otóż wśród wymagań postawionych przez zleceniodawcę jest "zawieszenie automatycznie dostosowujące się do prędkości jazdy poprawiając jej bezpieczeństwo z możliwością zmiany prześwitu pojazdu w zależności od warunków drogowych". W obliczu katastrofalnego stanu dróg w Oleśnicy, czy można traktować ten zapis inaczej, jak tylko w kategoriach nietrywialnego żartu. Najwyraźniej Burmistrz wychodzi z założenia, że jeżeli on w nowej bryce sobie poradzi sam, to i mieszkańcy niech sobie radzą sami.
Pomijam już kwestię, że niewiele jest modeli samochodów o nadwoziu typu sedan lub limuzyna, które spełniałyby ten wymóg. Internauci stawiają: nasz gospodarz będzie miał nową "cytrynkę"! A co na to  miejski radca prawny? A komisja rewizyjna? O tej ostatniej zapomnijmy, dopóki na jej czele stoi "kwiat oleśnickiego samorządu" i "wybitna postać oleśnickiej myśli ekonomicznej"...

Jak widać, dobry humor to podstawa! Byle tylko nam, mieszkańcom, wystarczyło go na najbliższe 4 lata...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kompleksowo-brzozowa rzeczywistość alternatywna

Jest gorący sierpień 2009 roku. Urząd Miasta publikuje ogłoszenie o przetargu na "budowę kompleksu sportowo-rekreacyjnego w Oleśnicy - lodowiska z funkcją kortów, zapleczem socjalnym i fitness oraz przebudowa i rozbudowa basenu wraz z zagospodarowaniem terenu".

Postępowanie odbywa się w formie przetargu ograniczonego. Do składania ofert udziału dopuszczani są jedynie wykonawcy pewni, sprawdzeni i doświadczeni w wykonywaniu podobnych zleceń. O dziwo, to nie cena jest elementem decydującym o wyborze danej oferty. Kryterium oceny ofert stanowi współczynnik będący średnią ważoną pomiędzy zaoferowaną ceną, a jakością i doświadczeniem firmy składającej ofertę. Przetarg jest rozpisany w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości - wykonawcy nie mają żadnych pytań! Okazuje się, że wybór nie zostaje oprotestowany, bo przecież nie ma ku temu żadnych podstaw.
W środowiskach samorządowych w całym kraju Burmistrz i Urząd Miasta chwaleni są za fachowy opis zamówienia. Mówi się nawet, że ma zostać ufundowana specjalna nagroda Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych za profesjonalizm i merytoryczne podejście do tematu, a samo zamówienie jest uznane za wzorcowe. "-Gdyby tak wyglądało każde zamówienie publiczne, to Irlandczycy chcieliby mieszkać w drugiej Polsce, a nie na odwrót!" - chwali Burmistrza Oleśnicy Premier RP.

Po kilku tygodniach zaczynają się prace. Robota aż pali się w rękach! Kompleks rośnie z dnia na dzień! Prace budowlane lekko się przedłużają... O tydzień... Bo okazało się, że dostawcy materiałów budowlanych nie nadążali.
W końcu nadchodzi dzień odbioru technicznego. Nic nie cieknie, nic nie skrzypi... Wszystko równe, jak od przysłowiowej linijki. Jedyną rzeczą, do której ktoś mógłby się przyczepić jest kolor glazury w toaletach - są o jeden ton jaśniejszy (!!!), niż wszyscy by tego chcieli. Ale nikt nawet nawet nie zwraca na to uwagi. Bo i po co? Kompleks sportowy przy Brzozowej szybko staje się chlubą miasta i powiatu.

Oleśniczanie nie mogą się nachwalić! Obiekt jest po prostu piękny i bardzo funkcjonalny! Wszyscy z dumą patrzą na Burmistrza, a on odwdzięcza im tym samym. Zdaje sobie sprawę z tego, jak dużym zaufaniem obdarzyli go jego wyborcy, więc stara się jak może, by spełnić ich oczekiwania. W planach ma kolejne duże przedsięwzięcie. W wyborach na burmistrza w 2014 roku jest jedynym kandydatem.

A ja kończę pisać, bo umówiony jestem ze znajomymi na partyjkę squasha. Miło spędza się czas w takim miejscu, jak to!


Tymczasem... Rzeczywistość skrzeczy, i to niemiłosiernie:


Zastanawiający jest fakt, że w przeciągu ostatnich 2-3 tygodni, to już druga budowlana "wpadka" burmistrza, który z wykształcenia jest budowlańcem. Zapraszam do przejrzenia komentarzy pod artykułem na portalu MojaOleśnica.pl. Internauci już wytknęli burmistrzowi nieścisłości w powyższej wypowiedzi. Nie chcę przytaczać tutaj szczegółów, bo cały post brzmiałby zbyt formalnie. W każdym bądź, jeśli podejrzenia internautów okażą się  prawdziwe, to będzie to przykład rażącego braku kompetencji i profesjonalizmu kogoś z ludzi odpowiedzialnych za rozpisanie i przeprowadzenie przetargu.

A przed wyborami mówiło się, że wszystko będzie takie piękne!