wtorek, 13 grudnia 2011

Napastliwy bloger, czyli odrobina prywaty

Wiele się działo na ostatniej sesji Rady Miasta: przede wszystkim mówiono o podwyżkach (podatków i opłat targowych - w przypadku tych ostatnich zastosowanie znajduje zasada: "jak nie kijem ich, to pałką!"), ale trzeba radnym oddać, że mówili również o obniżkach. Te mają dotyczyć wpływów na konto Pogoni z tytułu targowego inkasa (najwyraźniej działacze powinni się cieszyć, że klub JESZCZE coś dostanie). Było wreszcie o etyce, a właściwie o wszechobecnym jej braku, który dotknął nawet samą Radę Miasta, a przejawił się w nieregulaminowym zamknięciu dyskusji przez Przewodniczącego Rady Miasta. No i właśnie do tej dyskusji chciałbym jeszcze nawiązać...

W końcu nieczęsto zdarza się, by moje nazwisko padło w trakcie dyskusji (cokolwiek burzliwej) w sali posiedzeń oleśnickiego ratusza. I ogólnie nie miałbym nic przeciwko (bez obaw, megalomania mi nie grozi ;) ), gdyby nie kontekst, w jakim zostało ono wymienione. Otóż w trakcie dyskusji o agresji w mediach i internecie (a może zwłaszcza w internecie), jeden z radnych zrobił bezpośrednią dygresję na temat niniejszego bloga i mnie, jako jego autora. Według tego radnego miałbym rzekomo atakiem reagować na "grzeczne pytania" w komentarzach, a ich autorów oskarżać o napastliwość. Słowną, jak rozumiem...

Przyznam się szczerze, że szczęka mi opadła... Po pierwsze dlatego, że powołano się na moje słowa w trakcie obrad Rady Miasta - pełne zaskoczenie! Po drugie dlatego, że poruszył mnie kontekst - agresja i ataki w mediach (mój osobisty stosunek do internetowej agresji przedstawiłem już w poprzednim tekście), a stawianie mnie w jednym szeregu z fanatykiem z Norwegii czy z zabójcą Łodzi wcale mi się nie podoba. Po trzecie: owa dygresja radnego była na tyle nieporadna i nieskładna, że do samego końca sesji siedziałem nad komputerem i szukałem moich rzekomych agresywnych odpowiedzi na "grzeczne komentarze". A ponieważ ich nie znalazłem, a swoim stwierdzeniem pan Radny niejako wywołał mnie do tablicy, po obradach podszedłem do tego radnego i poprosiłem o sprecyzowanie swoich słów. Niestety nie było warunków do spokojnej dyskusji i stanęło na tym, że lepiej będzie się spotkać i porozmawiać na neutralnym gruncie.

No i właśnie dzisiaj do tego spotkania doszło. Poprosiłem pana Radnego o wyjaśnienie, w których konkretnie słowach doszukał się on agresji pod adresem komentującego. Otóż okazało się, że Radnemu chodziło o słowo "defetyzm", a nadmierna jego troska wynikła z braku wiedzy na temat znaczenia tego słowa. "Defetyzm" (synonim "pesymizmu") wyrwany z kontekstu rzeczywiście może mieć zabarwienie pejoratywne. No właśnie - wyrwany z kontekstu. Przecież powołując się na czyjeś słowa w sposób wyrywkowy, nawet Matce Teresie można by było wmówić agresję. Pan Radny przyznał mi rację i stwierdził, że ostatecznie nie doszukuje się w tych słowach żadnej agresji, a wybrany przez niego przykład nie był do końca szczęśliwy. Zobowiązał się również sprostować swoje słowa na sesji. Trzymam za słowo, a podziękuję mu, jak już to zrobi.

Rozmowa dotyczyła jeszcze kilku innych różnych tematów. Jednym z nich był kontrowersyjny sposób uchwalenia tego niesławnego stanowiska Rady Miasta w sprawie etyki w mediach. Na pytanie, kiedy radni otrzymali treść projektu tego stanowiska, pan Radny odpowiedział, że "koalicja" dostała je kilka dni przed sesją (dla przypomnienia: co najmniej jeden z radnych opozycyjnych otrzymał tekst mailem na 40 minut przed rozpoczęciem sesji - w tym przypadku etyka nie ma zastosowania?!?!). Zapytany, czy to w porządku, że radni otrzymują materiały w terminie krótszym niż 3 dni przed sesją, co utrudnia im zapoznanie się z ich treścią i co stoi w sprzeczności z §6 i §31 Regulaminu Rady Miasta, stwierdził, że dopuszcza to inny punkt regulaminu (o zmianie porządku obrad Rady), a poza tym "zdarza się to dość często" i "TAK JUŻ JEST". Czytaj: tak było, jest i będzie i należy się z tym pogodzić... Taka argumentacja wcale do mnie nie przemawia...

Radny przyznał mi natomiast rację, gdy stwierdziłem, że dyskusja na temat tego stanowiska została przerwana w sposób bezprawny - bez poszanowania dla Regulaminu Rady Miasta, o czym pisałem już w poprzednim tekście. Można to było inaczej rozegrać. Mam nadzieję tylko, że pan Radny powiedział to nie dlatego, że to właśnie chciałem usłyszeć, ale dlatego, że wynika to z jego wewnętrznego przekonania.

Nie wiem, czy ta rozmowa przyniesie jakikolwiek efekt. Większych nadziei sobie nie robię, tym bardziej, że kilka razy pan Radny przyznał, że o pewnych sprawach dowiedział się ode mnie (a przynajmniej tak twierdził). Szkoda, bo w takim razie gdzieś rola kontrolera, jaką powinien odgrywać radny, jako członek Rady Miasta z nadania publicznego, ulega zatraceniu i zapomnieniu. A jeśli Rada Miasta przestaje pełnić funkcję kontrolną, wtedy staje się bezmyślną maszynką do przegłosowywania uchwał. Nawet tych najbardziej kontrowersyjnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz...