piątek, 29 kwietnia 2011

Zwycięstwo sprawiedliwości - spóźnione, ale zawsze...

Tym razem nie będzie o Oleśnicy. Nie o jej Burmistrzu. Nie o kosztownych przeciągających się w nieskończoność inwestycjach. Nawet nie o skompromitowanych urzędnikach w papierowym e-urzędzie. Tym razem będzie o sprawiedliwości, która zatriumfowała na niedalekim, bo wałbrzyskim podwórku.

Otóż dzisiaj, chyba po raz pierwszy w krótkiej historii polskiej samorządności niezawisły sąd przyznał, że doszło do korupcji wyborczej na tak szeroką skalę i że trzeba powtórzyć wybory samorządowe w Wałbrzychu.

Co ciekawe, jeszcze kilka dni temu w tym samym budynku Sądu Okręgowego w Świdnicy, sąd (w innym składzie osobowym) w podobnej sprawie, ale zgłoszonej przez innego wnioskodawcę, orzekł, że korupcji wyborczej w Wałbrzychu nie było. I co jeszcze ciekawsze: sąd wydał takie orzeczenie po wysłuchaniu świadków, którzy pod przysięgą przyznawali: "Tak, kupowałem głosy! Tak, płaciłem ludziom za głosy na konkretnych kandydatów!". Ale wówczas tak szczere wyznania świadków afery były dla sądu niewystarczające. Sąd oddalił wniosek w tej sprawie stwierdzając, że dowody były za słabe! Dał tym samym do zrozumienia, że PRZECIEŻ NIC SIĘ NIE STAŁO.

Chyba jednak się stało, bo dzisiaj sąd w osobie innej sędziny ogłosił wyrok zgoła odmienny: w Wałbrzychu jednak doszło do kupczenia głosami (mówi się o kilkuset głosach kupionych; o wyborze prezydenta Wałbrzycha zadecydowało 325 głosów różnicy), które mogło mieć istotny wpływ na wyniki wyborów. Tym samym sąd unieważnił 2. turę wyborów na prezydenta Wałbrzycha oraz wygasił mandaty 5 radnym z jednego z okręgów, co oznacza konieczność przeprowadzenia ponownych wyborów. O ile nie będzie apelacji... Póki co, po kilku rozprawach oddalających wnioski, wygląda na to, że sprawiedliwość i demokracja wzięły górę!

Dlaczego o tym piszę? Z powodów osobistych....

W całej tej sprawie, w roli negatywnych bohaterów występują wałbrzyscy działacze Platformy Obywatelskiej. 
Sam kiedyś należałem do tej partii. Wstąpiłem do niej na fali ogólnonarodowego sprzeciwu ludzi młodych i wykształconych przeciwko autokratycznym rządom prezesa Kaczyńskiego i jego świty; przeciwko ko(s)micznej koalicji PiS-Samoobrona-LPR; i wreszcie przeciwko mrocznej, nieprowadzącej do niczego polityce rozpamiętywania historii i szukania agentów. Byłem jednym z wielu młodych ludzi, którzy wiązali z PO ogromne nadzieje. Wtedy wydawało się, że Platforma i prezes Tusk będą jedyną siłą zdolną powstrzymać zapędy prezesa Kaczyńskiego. To on mówił o fachowości i kompetencjach ludzi związanych z PO. To on mówił o demokracji, wzniosłych ideach i szerokich perspektywach. To on obiecywał zachowanie wysokich standardów etycznych w polityce.

No właśnie...

Najpierw było spore rozczarowanie lokalną Platformą z powodu standardów daleko odbiegających od europejskich. Teraz aż przykro słuchać, że to działacze tej partii kupczyli głosami w Wałbrzychu, o czym otwarcie przyznał nawet (były) rzecznik tamtejszej Platformy. Ten sam rzecznik tej samej partii w tym samym wywiadzie stwierdził, że największym błędem jego partyjnych kolegów było to, że dali się złapać. I takie rzeczy dzieją się w państwie prawa, w którym rządzi Platforma! Podobno Obywatelska...

Od samego początku wałbrzyskiej afery prezydent-zwycięzca ustawionych wyborów bagatelizował sprawę. Szedł w zaparte, że niby o niczym nie wiedział, że nie miał pojęcia o szemranych działaniach najbliższych kumpli z partii. A ludzi, którzy odważyli się upomnieć o sprawiedliwość, nazwał oszczercami. Twierdził, że mandat prezydenta mu się należy, bo przecież zdobył go w demokratycznych wyborach.

Doprawdy: trudno jest mi uwierzyć w to, że jeden z wałbrzyskich prominentów partyjnych (dotychczasowy członek władz krajowych, wojewódzkich i powiatowych Platformy (podobno) Obywatelskiej) nie wiedział nic o planach i poczynaniach jego partyjnych ziomków, a oni sami "zbłądzili" za jego plecami. Natomiast jestem skłonny uwierzyć w wersję, że do takiej a nie innej postawy zmusiła go sytuacja. Bo gdyby sam otwarcie przyznał, że korupcja wyborcza miała wpływ na wynik wyborów w Wałbrzychu, w wyniku których sam został prezydentem, postawiłby w trudnej sytuacji swoich kumpli z partyjnego podwórka, co z kolei odbiłoby się echem na samej Platformie (podobno) Obywatelskiej. To z kolei oznaczałoby, że lojalność partyjna nie pozwalała mu wydać partyjnych kolegów. A jeśli przyjąć tę wersję wydarzeń, otrzymamy doskonały przykład obrazujący sytuację, gdy interes partyjny bierze górę nad rozsądkiem i interesem publicznym.

A czy człowiek, który przedkłada interes partyjny (tudzież własny) nad interes społeczności, w której mieszka zasługuje na szacunek? Czy taka osoba może być dobrym i skutecznym samorządowcem? Chyba każdy zna odpowiedź na te pytania... Ja niestety przekonałem się o tym trochę nie w porę.

Dopiero latach doszedłem do wniosku, że wstąpienie do Platformy Obywatelskiej było zdecydowanie największą pomyłką w moim życiu. A dzisiejszy wyrok sądu w Świdnicy tylko mnie w tym przekonaniu utwierdził.

Teraz już, mając na koncie własny bagaż doświadczeń partyjnych mogę stwierdzić: mówienie o wysokich standardach w polityce w przypadku partii politycznych, to niestety spore nadużycie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz...